piątek, 30 grudnia 2016

Niemowlak na basienie - weź to ogarnij

Nasza przygoda z basenem związana jest z rehabilitacja. Kiedy lekarka rozpisująca zabiegi zapytała czy chcemy też zajęcia w wodzie - bez zastanowienia odpowiedziałam TAAAAAK. Wiem przecież, że ma to dobroczynny wpływ na zdrowie i rozwój mojego malucha. Opamiętanie przyszło chwilę po wyjściu z gabinetu! Ale jak ja to ogarnę? Przecież będę musiała z nią do tej wody wejść (a do fanów moczenia tyłka to ja nie należę, oj nie...). I przede wszystkim: przecież ja nie mam w co się ubrać! Panika wzrosła do kolosalnych rozmiarów zwłaszcza, że następnego dnia wyjeżdżaliśmy do moich rodziców więc czas na poszukiwania gaci kąpielowych dla matki skrócił się do niecałych 2 godzin! Na szczęście się udało i dziś zaliczyłyśmy pierwsze zajęcia na basenie. Bezlukrątko padło ze zmęczenia już w szatni. I nie ukrywam, że miałam ochotę paść tuż obok niego... Na co należy zwrócić uwagę, żeby ułatwić sobie taką wyprawę?

środa, 21 grudnia 2016

Jak przeżyć Święta żeby nie zwariować

Pierwsze Boże Narodzenie z dzieckiem - jak przeżyć i nie zwariować. A właściwie jak przeżyć żeby PRZEŻYĆ a nie tylko przetrwać. I nie tylko z dzieckiem ale tak po prostu też. Ja zakładam, że chociaż to macierzyństwo zajmuje mi obecnie najwięcej czasu to najpierw jestem kobietą, później żoną a na końcu matką. I w takiej kolejności chce się realizować. Nie ukrywam - wymaga to trochę zachodu. Prawie tyle ile strategia wyprawy w kosmos. No ale co, my MATKI nie ogarniemy? Właśnie! A szczęśliwe dziecko to takie, które ma szczęśliwą mamę. Więc drogie Panie nie zapominajcie o tym, że w pewnym momencie dziecko już nie będzie potrzebowało nas 24 godziny na dobę i szkoda, żeby pojawiła się wtedy taka dziura, której nie będzie czym zapełnić. Naprawdę nie warto ograniczać swojego świata do pieluszek i gugania do dziecka. Jasne, to też jest część mojego świata ale mimo, że obecnie najbardziej absorbująca to nie najważniejsza. Kocham moje dziecko nad życie - co do tego nie ma dyskusji. Ale kocham też moje życie jako kobiety i żony. I nigdy nie postawię macierzyństwa ponad małżeństwo. I nie jest to wybór "kogo bardziej kocham". Jest to wybór relacji, o która trzeba bardziej walczyć. Dziecięca miłość jest naturalna, biologiczna. Małżeńska miłość jest wyborem i trzeba bardziej pracować nad tym żebyśmy nie stali się sobie obcy bo ja zatracę się w macierzyństwie, Pan Bezlukrowy w ojcostwie i kiedy dziecko dorośnie to okaże się, że zapomnieliśmy o tym jak być jedynie mężem i żoną a nie rodzicami małego dziecka.

czwartek, 15 grudnia 2016

Coraz bliżej święta...

Czujecie już to? Nie, nie mówię o zapachu pierniczków czy też gotującego się już bigosu! Czujecie już tą "świąteczną" atmosferę? Tak, właśnie tą, która od połowy października wylewa się już z każdego kąta! Tą samą, która kazała sprzedawcom ustawiać Mikołaje obok zniczy! I tą samą, która już z wolna powoduje u mnie odruch wymiotny?

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Elektryczny sterylizator parowy Canpol Babies

No i przyszedł. A właściwie został przyniesiony pod sam próg. I już to wprawiło mnie w bardzo pozytywny nastrój. Kurier zadzwonił do drzwi następnego dnia po informacji, że zostałam wybrana do testów. Szybko. Sprawnie. I sympatycznie.

Oczywiście paczka musiała poczekać na swoją kolej. Priorytetem wtedy było dla mnie nakarmienie małej bestyjki, która właśnie przyssała się do cycka. I wtedy właśnie mnie olśniło:
Ale jak ja mam przetestować sterylizator do butelek, skoro moje dziecko butelką wzgardziło tuż po ukończeniu 7 tygodnia życia? Me dziecię jest przecież bezbutelkowe!!
Na szczęście panika szybko przeszła. Bo przecież butelkowa jestem ja! Dziecko przesypia mi całe noce. Cycki niekoniecznie. Więc co noc w ruch idzie laktator i butelki. Uff, na szczęście materiał do testu się znalazł.

czwartek, 8 grudnia 2016

Baw mnie ludzki niewolniku

No to zaczęła się prawdziwa jazda bez trzymanki. Właśnie mamy niezmierną przyjemność zaliczać kolejny skok rozwojowy. Poprzednie to był pikuś. Trwały krótko i w sumie jakoś tak niezauważalnie przez nie przechodziliśmy. Bezlukrątko było trochę bardziej marudne ale ogólnie to był luuuuuzik.
Teraz mam wrażenie, że dziecko mi się popsuło! Skok w 5-6 miesiącu związany jest z relacjami. Czyli co się stanie jak coś zrobię. I z tzw. lękiem separacyjnym. Od kilku dni wystarczy, że zniknę z pola widzenia i jest ryk. Na szczęście "tańszy zamiennik" czyli tata też może przytulić na dobranoc. Po trzeciej, piątej, siódmej pielgrzymce do łóżeczka jaśnie pani córki osiągamy zamierzony efekt - dziecko śpi.

środa, 7 grudnia 2016

Jeśli nie chcesz mojej zguby...

nic grającego nie kupuj dziecku luby! A w sumie to  ty dziadku też. I ty babciu również! I ciociu, sąsiadko i mój największy wrogu (jeśli takowy istniejesz...) też! Błagam! Proszę! Tłumaczę! Nieeeeeee róóóóóóób mi teeeeego!

Wczoraj były Mikołajki. Wiadomo, najmłodsza została zasypana stertą prezentów. Większych i mniejszych. Udanych i tych trochę mniej.

Jestę testerę Canpolu

Hehehehe.... A to Ci niespodzianka. Zostałam wybrana do testowania produktów Canpolu. W środku nocy dostałam maila z tą radosną nowiną. Kto sprawdza pocztę o 2.37? Wiadomo! Informatycy, Zboczeńcy i Matki Karmiące :)

Czekam na przesyłkę! A później od dam Wam znać co i jak :)
A skoro raz się udało to może i kolejny się uda.
Zapraszam do zaglądania na Blogosferę Canpolu

wtorek, 29 listopada 2016

Doktor Facebook

Dopóki nie dołączyłam na fejsbuczku do kilku grup dla mamusiek to nie wiedziałam wiele problemów może nieść ze sobą macierzyństwo... Ba, ośmielę się nawet powiedzieć, że o macierzyństwie nie miałam bladego pojęcia.Dodatkowo przez swoją ignorancję narażałam dziecko na mnóstwo zagrożeń, które czyhają na każdym kroku. Moim oczywiście - wszak ono jeszcze nie chodzi. O tym jak wielkie zaniedbania wobec córki swej popełniałam to nawet nie będę się wypowiadać...
Jak to mówią: matka matce wilkiem... Czy jakoś tak to było. Globalnie to jestem wyrodną matką już z tego powodu, że noszę dziecię w chuście. Ale o tym to już dawno wiecie. Z premedytacją narażam je na przyzwyczajenie do noszenia, krzywy kręgosłup, uduszenie, przegrzanie, wychłodzenie, problemy ze wzrokiem, opóźnienie w chodzeniu i inne tym podobne rzeczy... Cóż, nikt jej nie obiecywał, że będzie miała inną matkę... To wszystko to jednak Pikuś w porównaniu z innymi krzywdami jakie jej wyrządzam...

wtorek, 22 listopada 2016

Wstydź się matko!

Wstajesz z łóżka ze świadomością, że twojemu dziecku będą dziś zadawać ból. Że z premedytacją to właśnie ty ją tam zabierzesz.  Uśmiechasz się do niej jakby nigdy nic... No może bardziej drżą Ci ręce podczas zapinania kurtki... Wkładasz ją w fotelik i mówisz, że jedziecie na wycieczkę, chociaż wiesz, że z miłą podróżą nie będzie to miało nic wspólnego... Wybudzasz ją z drzemki i wchodzicie do tego strasznego miejsca.

sobota, 19 listopada 2016

Kreatywna matka

Kiedy Bezlukrątko było jeszcze uwięzione w moim brzuchu, a ja  byłam uwięziona we własnym łóżku, miałam mnóstwo czasu na przeglądanie czeluści internetu. Już wcześniej podjęliśmy wzbudzającą ogólnorodzinne oburzenie decyzję, że jak tylko dziecko się urodzi to ląduje we własnym łóżeczku we własnym pokoju. Tak, podobno to nieodpowiedzialne i nierozsądne. Przynajmniej do roku powinno przecież spać z nami w pokoju. A najlepiej w łóżku. I jak zgodnie orzekły wszystkie ciocie i babcie: "utrudniasz sobie życie bo nabiegać się będziesz musiała do niej w nocy". Trochę w tym prawdy jest. Głównie w tym, że musiałam (czasem kilka razy w nocy) pokonywać zawrotną odległość 5 metrów dzielących nasze pokoje.
Jestem zwolenniczką wychowywania w bliskości. Jestem jednak przede wszystkim zwolenniczką wychowywania w rozsądku. Nie powiem, słuch mi się wyostrzył i w nocy każde kwęknięcie dochodzące zza zamkniętych drzwi jej pokoju dociera do mnie niczym wybuch armatni. Ale wracając do tematu - nasze dziecko od początku ma swój kąt w domu. Tam została zaniesiona po wyjściu ze szpitala, tam spędza wszystkie drzemki, tam przesypia noce. Bawi się wszędzie. A właściwie prawie wszędzie - jest absolutny zakaz zabawy w łóżeczku. Tam się śpi. Proste? Proste. I tej wersji się trzymamy.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Wszystko przez Ciebie Córko...

To przez Ciebie Córko moje życie przewróciło się do góry nogami... Jeszcze zanim się urodziłaś, zmieniłaś moje życie o 180 stopni.
To przez Ciebie nie mogłam odejść od toalety na odległość większą niż taka, której pokonanie zajmuje więcej niż 5 minut. Najpierw przez nieustanne mdłości a później przez nieustanną potrzebę chodzenia sikać. Każde wyjście na miasto wiązało się ze szczegółowym planowaniem trasy "szlakiem WC" - czyli sprawdzenia miejsc gdzie w razie potrzeby mam biec.
To przez Ciebie wszystkie moje ubrania stawały się z dnia na dzień za ciasne. I nie, po porodzie nie rozciągnęły się na nowo. Jedyne co się rozciągnęło to skóra na brzuchu.

sobota, 12 listopada 2016

CanpolBabies - blogosfera

Postanowiłam spróbować :) Mam nadzieję, że niedługo będę mogła zorganizować dla Was konkurs albo napisać jakąś recenzję :)

Blogosfera Canpol :)

wtorek, 1 listopada 2016

On mi nie pomaga

Mój Mąż nie pomaga mi przy dziecku. Zdałam sobie z tego sprawę wczoraj. Ja prawie umieram, a On mi nie pomaga przy dziecku! I w nielicznych przebłyskach świadomości, zdałam sobie sprawę, że On mi nigdy nie pomaga przy dziecku!
Dopadło mnie coś. Albo Teściowa chciała mnie otruć sałatką. Objawy te same. Cała noc nie przespana. Rano nie miałam siły podnieść z łóżka swojego dziecka, które waży niecałe sześć kilogramów. I właśnie wtedy pierwszy raz dotarło do mnie, że mój Mąż mi nie pomaga przy dziecku.

czwartek, 20 października 2016

Wyższy level świadomości

Cztery miesiące temu na świat przyszło Bezlukrątko. Poziom komunikacji z jego strony był na poziomie zbliżonym do zera. Głodne - ryk. Więcej potrzeb nie wykazywało. Po kilku dniach podobno doszło "mama - ryk". Ale jak dla mnie było to tożsame z głodem. Po prostu podczas pobytu na solarium nie chciało jeść mleka modyfikowanego i domagało się mojego. Brawo dla niej za wybór tego co zdrowsze. Pamiętam, że jak wróciliśmy do domu to czasem (gdy nie spała i nie jadła) to tak pusto patrzyła w nicość. Jak dla mnie człowiek tuż po urodzeniu jest najmniej ogarnięta istotą wśród zwierząt. Kompletnie do tego życia nie przystosowany. I najdłużej wymaga całkowitej opieki. No, nie ma szans na przetrwanie jeśli przynajmniej kilka lat ktoś się nim kompletnie nie zajmuje. U innych ssaków ten okres trwa o wiele krócej.

wtorek, 18 października 2016

Mówili, że to już koniec...

Już od połowy ciąży słyszałam od znajomych, że jak urodzi się dziecko to wszystko się zmieni. Że trzeba będzie się gimnastykować, robić grafiki, cyrkowe akrobacje, strategie jak do planu przejęcia władzy nad światem...I wiecie co? Nie mieli racji!

Odkąd urodziło się nasze dziecko jeszcze nigdy nie opuściliśmy wspólnej Eucharystii. I zawsze Dziecior był  razem z nami.
Tak, wymaga to trochę zachodu ale warto. W ten sposób jeszcze bardziej czujemy się rodziną.
Jak to zrobić? Nie ukrywajmy - noworodek większość czasu przesypia. Na początku rewelacyjnie sprawdzał się fotelik samochodowy. Tu uwaga dla oburzonych - wejście jest po schodach więc wózek odpada. Teraz bardzo pomaga nam chusta.Zwykle w niej Bezlukrątko przesypia całą Mszę. A jeśli się zbudzi to zachowuje się w miarę spokojnie. Nie ma tzw. "głośnego oczekiwania na posiłek". W innych sytuacjacg moje dziecko od trybu "ledwo otwieram oczy" do "niiiiigdyyyy niiiieeeee jaaaaaadłaaaaam! Naaaaakarmmmm mnie!!" rozpędza się w kilka sekund. W chuście tego nie ma.

poniedziałek, 10 października 2016

Dziecko w śpioszkach

Dziś trochę przekornie będzie :) Lubię kupować używane ubrania. Zwłaszcza dla dziecka. Przecież ono nie ma szans ich zniszczyć - tak szybko z nich wyrasta. Praktycznie całą wyprawkę dla niemowlaka kupiłam od jednej mamy. Wielki wór pięknych ubranek. I tak się właśnie zastanawiam... Po co dziecku ubranka wyjściowe? Moja córka najczęściej chodzi w śpioszkach i tak ją lubię najbardziej. I tak też jej najwygodniej. Jeden jedyny raz próbowałam ją wcisnąć w piękne jeansowe spodnie. Ale był wrzask... Było jej szalenie niewygodnie. Podobnie jak w sukienkach z grubszego materiału. Leżenie i spanie w tym czymś powodowało u niej mega nerwa. Może jakaś nadwrażliwa? A może od małego stawia na komfort użytkowania a nie na lansowanie się ;) Dwa razy musiała wyglądać"wyjściowo". Dwa razy męczyła sie w tych rajtkach naciągniętych na pampersa. A ja razem z nią. Bo oczywiście przebrać ja w miedzy czasie trzeba było. A jakże. I tak się zastanawiam dla kogo są sukienki do chrztu na kole (taaaa... Widziałam taką..), jeansy, które trudno wciągnąć na ten opieluchowany tyłek i bluzeczki z cekinami, które niemiłosiernie drapią... Dla dzieci? A może dla chcących się wylansować dzieckiem rodziców? Czy niechodzącemu maluchowi potrzebne buty? A rocznej dziewczynce ramoneska ze skóry? A już najbardziej mnie dziwi zanik typowo dziecięcych ubranek dla starszych maluchów. Obecnie są to miniaturki dorosłych ubrań...
Lubię moje dziecko w śpioszkach.

piątek, 7 października 2016

Czas to pojęcie względne

Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że słówko "późno" w zdaniu "dziś wrócimy późno bo idziemy na pizze" będzie oznaczało godzinę 20.37 :)

czwartek, 6 października 2016

Chory facet

Sezon na czosnkowy oddech uważam za otwarty. Pan Mąż Bezlukrowy kicha, prycha i smarka. Czyli umiera prawie. Temperatura dochodzi do 37,2 stopnia. Chyba pora żeby wezwać pogotowie i spisać testament.

Piździernik

To co wyprawia się za oknem przechodzi wszelkie pojęcie. Początek października a temperatura w dzień nie przekroczyła dziś 8 stopni. I cały czas lało. I wiało jak na Giewoncie. Ale my się nie poddajemy i spacer być musiał. Trzeba się hartować. I nie ważne, że matka jak Eskimos ubrana. Ważne, że Dziecior szczęśliwy.

wtorek, 4 października 2016

Szalone cycki

Dziecko mnie rozpieszcza. Od dwóch tygodni zasypia o 18.30 i budzi się koło 4.00. Szybki cycek i śpi do 8.00. Albo i nie śpi ale jest cicho do 8.03 wiec ja śpię a do niej nawet nie zaglądam :) Szaleństwo! Daje mi pospać lepiej niż w ciąży gdzie średnio co 2 godziny biegałam sikać. Wszystko ślicznie pięknie... Szkoda tylko, ze pęcherz wszedł w spisek z cyckami i teraz to one prawie pękają z nadciśnienia. I nie ważne, że jej zluzuję przed pójściem spać... Jak w zegarku budzę się o 1.30 z dwoma kamieniami w staniku... Niech ktoś im wytłumaczy, że Dziecior już się nie stołuje tak często i mogą sobie odpocząć w nocy!

sobota, 1 października 2016

Szczęście

Podsumowując ostatnie kilka dni. Każdy kto przekracza próg mojego domu daje mi szczęście. Z tym, że niektórzy wchodząc, a niektórzy wychodząc....

czwartek, 29 września 2016

Lekcja przyrody

Lekcja przyrody w kl.IV. Pani pyta uczniów o formy ukształtowania terenu. Co to wyżyna, nizina, góry... Nawet przygotowani są. Pada ostatnie pytanie "co to jest depresja?". Odpowiedź chóralną wręcz: "To wtedy gdy ktoś nie chce z nikim rozmawiać, często płacze i zamyka się w sobie. Moja mama/ciocia/siostra/kuzynka ma depresję..."
Wyznacznik naszych czasów? Smutny troche...

środa, 28 września 2016

Zagrożenie biologiczne

Wychodzisz z dzieckiem dosłownie na 40 minut. Motanie w chustę zajmuję prawie tyle samo czasu :). No, serio. Idziesz tylko do najbliższego sklepu... Pierwszy raz nie bierzesz ze sobą "zestawu naprawczego" w postaci chusteczek i pampersa bo niby co może się stać przez ten czas?
Ot, taka niespodzianka...Twoje dziecko tuż po przekroczeniu progu puszcza mega bąka i robi kupę stulecia!

poniedziałek, 26 września 2016

Sakrowpadka

Mam już w domu mała chrześcijankę. Wczoraj był ten ważny dla nas dzień. Niektórzy uważają, że jest to pogwałcenie wolności dziecka i narzucanie mu naszego światopoglądu ale... W sumie to nie ma ale. To jest narzucanie mu naszego światopoglądu. Tak samo jak uczymy je mówić po polsku bo wychowuje się w polskiej rodzinie. Przez to, ze wychowuje się w rodzinie chrześcijańskiej będzie też w ten sposób wychowywane. Proste.
Ale żeby nie było tak poważnie to jeszcze mała anegdotka.
Msza Święta. Przeistoczenie. W kościele pełne skupienie i ten moment kiedy panuje absolutna cisza. I co robi nasze dziecko? Puszcza tak głośnego bąka jakby z armaty ktoś strzelał. Całą salwę... I po powadze nie został nawet ślad.

środa, 21 września 2016

Super mama

Jak pokonać lęk przed pająkami? Jak zabić takiego olbrzyma?
Wyobraź sobie, ze jesteś sama w domu... Środek nocy... Dziecko nakarmione słodko zasypia w twoich ramionach... Wstajesz najdelikatniej jak się da i na paluszkach udajesz się w stronę łóżeczka aby odłożyć tam tego słodkiego aniołka i pójść do łóżka.... Główka dziecka jest kilka centymetrów nad materacem gdy zza rogu wyłania się TO. Obrzydliwe, paskudne TO. Normalnie zaczęłabyś wrzeszczeć, wołać o ratunek lub czym prędzej pobiegła na drugi koniec domu zatrzaskując za sobą drzwi... Ale nie tym razem... Patrzysz na swoje śpiące dziecko i myślisz"mama cię obroni". Bierzesz kapcia i bezszelestnie i z zimną krwią zabijasz tą bestię.

poniedziałek, 19 września 2016

Ekologia się nie opłaca

Chciałam być eko, dbać o środowisko, zmniejszać ilość odpadów itp, itd.. No i zaoszczędzić chciałam. Taki miałam chytry plan. I co? I wtopiłam 60 zeta na wielorazowe wkładki laktacyjne. Trzy paczki kupiłam - ambitna jestem, co? Plan był piękny. Miało być wygodnie, modnie i sucho. Niestety wyszło jak zawsze. Beznadzieja totalna. Pierwsze wrażenie? Źle wyprofilowane. Nie, w sumie to one są kompletnie płaskie i sztywne przez co okrutnie odznaczają się pod ubraniem. Chciałam im dać druga szansę "po domu". I co? I zero wchłaniania. Przy mojej rzecze mleka kompletnie nie spełniają swojej roli. Wszystko przecieka. I jeszcze przyklejają się do cycka zostawiając mini włoski...
Eko-Sreko. Jednak jednorazówki są najlepsze... Pogodziłam się,że przez najbliższe miesiące będę generowała hurtowe ilości odpadów i czym prędzej pobiegłam po sprawdzone, wyprofilowane i super chłonne jednorazówki.

sobota, 17 września 2016

Ochłodzenie

W wielkim mieście dziś ochłodzenie. Termometry wskazują ok. 21 stopni... Pada deszcz. Na ulicach kompletny brak dzieci. A ja targam w chuście tego mojego Szkodnika. W jednej ręce parasolka, w drugiej torba z zakupami, w trzeciej... No trzecia tez by się przydała czasami ;)
W osiedlowym sklepie przy drzwiach stoi kobitka lat kolo 60. Za rękę trzyma na oko 5 letniego chłopca. Pewnie wnuk. Ubrany w długie spodnie i bluzę z kapturem. Wychodzę ze sklepu i słyszę komentarz: "z takim małym na deszcz? Przecież jeszcze się rozchoruje. Na pewno mu to zaszkodzi...". Tak. Rozpuści sie bo z cukru jest...
Wspominałam już, że pod parasolem byłyśmy? Na szczęście dziś spotkało mnie oprócz tego mnóstwo życzliwości. Tylu uśmiechów na swój widok dawno nie widziałam. Tyle "rozczulania" się nad maleństwem w chuście jeszcze nie doświadczyłam.

Łyso mi

Rzeczy, których w ciąży nikt ci nie powiedział odc. 3672: "Ciesz się swoimi pięknymi, lśniącymi, szybko rosnącymi, pięknie kręcącymi się włosami, bo po porodzie wypadną ci wszystkie i będziesz łysa..."
Łazienka wygląda jak scena z jakiegoś horroru. Włosy! Wszędzie są włosy. Wychodzą garściami. Stadami. Szalonymi ilościami. Nie mieszczą się na grzebieniu. Walają po całym domu. Włosy w łazience, włosy w sypialni, włosy w szufladzie z dziecięcymi ubraniami, w zupie i na stole w salonie. Boje się zajrzeć do lodówki... Już nie pamiętam kiedy nosiłam rozpuszczone resztki tego co kiedyś było prawie afro! Czas pogodzić się z tym, że zostanę łysa...
A od rana jak na złość w głowie dudni piosenka:
"Łysy ojciec, łysa matka, łysy sąsiad i sąsiadka i ja także łysy byłem i się z łysą ożeniłem. Łysy ksiądz nam błogosławił łysy organista grał a po roku coś przybyło i to także łyse było."

czwartek, 15 września 2016

Dziecko też głodny człowiek

Nie lubię karmić cyckiem w miejscach publicznych. Jak mam wybór to wolę w domu. Wczoraj jadąc autobusem utknęłam w mega korku. Żar leje się z nieba... Klima działa tylko w deklaracjach dyrekcji mpk. Nawet automaty biletowe przestały działać. Nikt rozsądny nie wychodzi z dzieckiem z domu. No chyba, że ma umówioną od kilku tygodni wizytę i musi jakos przetrwać ten nagły powrót lata... Karmiłam dziecko w mega korku w mega zatłoczonym autobusie... Z jednej strony były życzliwe spojrzenia i na szczęście ktos nam ustąpił miejsca... Początek byl na stojąco. Z drugiej strony nie obyło sie bez komentarza, ze dziecku w taki upal to powinno się wodę z soczkiem podawać jak chce pić. A jak głodne to pewnie mleczko Malo treściwe i dlatego mała tak często chce cycka... Morderczy wzrok w stylu "milcz kobieto, wiem co robię" zdziałał cuda i ma tym się rozmowy skończyły...
PS. Dlaczego ludzie uzurpują sobie prawo do dotykania dzieci bez pytania? Nie znoszę tego... Ja ją karmię a kobietka obok ją za nóżkę łapie i się rozczula jaka "ślicznusia malusia". Kurczę, ja nie chodzę i nie dotykam wszystkich dookoła. Zresztą nikomu nie przychodzi do głowy takie zachowanie w stosunku do dorosłych... Dlaczego więc jest jakieś przyzwolenie na zaczepianie dzieci? Aż mnie skręca jak ktoś tak robi. I zawsze zwracam uwagę, ze sobie tego nie życzę. I zawsze taka osoba czuje się święcie oburzona...

środa, 14 września 2016

Sztuka pierdzenia

Boli brzuszek, boli... Kropelki przemycane zza zachodniej granicy poszły w ruch. Dziecior ma wiatry jak na Giewoncie ale przynajmniej szczęśliwy.

poniedziałek, 12 września 2016

Czas to pojęcie względne

Znacie to uczucie: wyłączasz budzik, zamykasz oczy dosłownie na sekundę, patrzysz na zegarek i okazuje się, że minęło pół godziny?
Ja ostatnio odkrywam odwrotne: bawisz się z dzieckiem już strasznie długo, wszystkie pomysły wyczerpane, wszystkie książeczki przeczytane, zabawki już nudzą... patrzysz na zegarek i minęło dokładnie 11 i pół minuty...

piątek, 9 września 2016

Specjaliści za dychę

Nie oceniaj matki, która z pozoru nie radzi sobie z dzieckiem. Kiedy byłam w ciąży myślałam, że bycie matką to cud, miód i ogólnie sam lukier. Byłam pewna, że na wychowywaniu dzieci znam się doskonale. Ba, nawet wiedziałam jak poprawiać cudze błędy wychowawcze. Moje dziecko miało nie płakać w autobusie, nie przeszkadzać w Kościele, spać jak aniołek a o chęci jedzenia informować z półgodzinnym wyprzedzeniem, żebym zdążyła znaleźć ustronne miejsce na wyjęcie cycka... O ja naiwna! Odkąd Dziecior przyszedł na świat, każdej palącej się ze wstydu matce wrzeszczącego dziecka mam ochotę powiedzieć "wyluzuj! To nie twoja wina! Nie przepraszaj całą sobą za to, ze jesteś matka!". Sama musiałam sie tego nauczyć. Nie raz miałam ochotę wysiąść z autobusu dwa przystanki wcześniej bo dzieciak się rozdarł na całego. Są takie sytuacje kiedy nie ma szans go uspokoić a do lekarza dojechać trzeba. Albo jedzenie kupić. Więcej wyrozumiałości. Dziś znów w autobusie słyszałam jak jaki facet burczy pod nosem różne epitety bo kobiecie się dziecko rozpłakało a on zmęczony jest... Miałam ochotę podejść i powiedzieć, ze w licytacji zmęczenia to ta kobieta wyprzedza go przynajmniej dziesięciokrotnie. Nie zdążyłam bo wysiadł. Więcej wyrozumiałości. Nikt specjalnie nie namawia dziecka żeby płakało w autobusie. Albo sklepie. Albo w żadnym innym miejscu..

czwartek, 8 września 2016

CzytaMy sobie

Czytamy sobie :) Kupiłam kiedyś serię książeczek z serii "OnoMaTo czyli zabawa dźwiękami", które robią u nas furorę. Duże obrazki przyciągają wzrok, a wydająca dziwne dźwięki mama skupia uwagę Szkodnika. Polecam. U nas sprawdzają się rewelacyjnie. Dziecior zapatrzony i zasłuchany. Aż miło się patrzy, że coraz bardziej kumaty jest :)

wtorek, 6 września 2016

Okiem przyszłego pedagoga

Eh, pierwszy tydzień praktyk w szkole za mną. Nie chwaliłam się? Otóż porzucam codziennie mojego szkodnika na kilka godzin i pędzę do szkoły wyrobić 30h pańszczyzny potrzebnej do kursu pedagogicznego.
Pierwsze obserwacje? Chyba w kompleksy wpadnę. Zajęcia na świetlicy. Pytam dzieci gdzie były na wakacje. I co słyszę? Grecja, Chorwacja, Włochy, Kreta, Majorka, Nowy York... Kurcze... Żaden z tych dzieciaków nie był babci, na biwaku, na wsi... Ba, nawet nad polskim morzem nie były... Wszystkie latały samolotem i były w hotelach all inclusive...
Z drugiej strony świetlica działa od 7.00 do 17.00 i żaden z tych dzieciaków nie przychodzi nawet minuty później. I nie wychodzi nawet minuty wcześniej... Dzieci w wieku 6-8 lat spędzają w szkole po 10 godzin dziennie. Bo muszą jechać na wakacje...
Taka sytuacja. Smutne to.

sobota, 3 września 2016

Dziecko też człowiek

Chętnie noszę dziecko w chuście. Bardzo niechętnie na rękach. Zwłaszcza w porze zasypiania. I na szczęście najczęściej nie muszę. Od początku matczynej kariery wyszłam z założenia, że macierzyństwo powinno być fajną przygodą, a nie męczarnią. I że mam do czynienia z małym człowiekiem, a nie bezmyślnym niemowlakiem. Moje dziecko najczęściej zasypia w łóżeczku. Samo. Bez wibrujących karuzelek z melodyjką, projektorem i mikrofalówką. Grającej małpce na macie edukacyjnej rozprułam dupę, żeby przeciąć kabel od głośnika. Tak, wyjęcie baterii byłoby prostsze ale ja chciałam, żeby mrugające światełka zostały. Uważam, ze najlepszą interaktywną zabawką dla dziecka są rodzice. Żadne szczeniaczki uczniaczki nie zastąpią robiącej z siebie debila mamy, która pokazuje obrazek pieska i szczeka przy tym jak krzyżówka Rotwailera z Yorkiem. Moje dziecko czasem leży sobie w ciszy. Zwłaszcza jeśli wcześniej miało kontakt z ćwierkającą i dziubdziającą non stop babcią. Czasem potrafi tak zajmować się sobą i pół godziny. A potem grzecznie zasypia. Nie, nie mam aniołka w domu, dziecka idealnego, ewenementu wśród niemowlaków... Czasem drze się jakby ją ktos ze skóry obdzierał... Najczęściej jak jest zbyt zmęczona żeby zasnąć. I wtedy mam ochotę walnąć głowa w ścianę. Bo znów nie zauważyłam, że ziewa, że oczka coraz mniejsze, że jakoś dziwnie kręci się i wierci... Mam ochotę powiedzieć sobie "Ty debilko, znów na swoje dziecko nie patrzyłaś. Teraz będziesz się siłować żeby usnęło...". Moje dziecko jest samodzielne. Na tyle na ile może być samodzielny 2,5 miesięczny niemowlak. Tylko trzeba mu na to pozwalać. Nauczyć się jego języka. A przede wszystkim zobaczyć w nim człowieka.

środa, 31 sierpnia 2016

Trudny czas

Już jutro w wielu polskich domach rozegra się prawdziwy dramat... Wspieram wszystkich udręczonych. Ja, leżąca i nic nie robiąca. Bo przecież na urlopie macierzyńskim się odpoczywa.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Mleczna armatka

Rzeczy, których nikt nie powiedział przed porodem odc. 1236:
Twoje cycki będą jak armatka wodna. Zasięg strzelającego mleka wynosi około 50 cm. Nadciśnienie jakie się tworzy powoduje, że przy każdym dotknięciu cycka mleko strzela kilkoma strumieniami. Musze poćwiczyć strzelanie na odległość albo do celu... Moja laktacja oszalała. Nadprodukcja taka, że pół osiedla mogłabym wykarmić! W zamrażarce króluje lód i zamrożone mleko.

piątek, 26 sierpnia 2016

Mroczne laboratorium

Trzy dni gimnastykowania się. Prośby, groźby, wymuszenia, ciepła woda, zimna woda, suszarka, gilgotanie po brzuszku, czuwanie z pojemniczkiem w ręku przy każdym przebieraniu... A oni ci powiedzą, że materiał do badań przyjmują tylko do 9.30!! Tylko jak wytłumaczyć temu małemu szkodnikowi, że ma nasikać do kubeczka akurat przy porannym karmieniu!?

środa, 24 sierpnia 2016

Chory misio

Działo się ostatnio. Kilka wizyt w przychodni skutecznie zniechęciło mnie do służby zdrowia. Dziecko od pięciu dni kupy nie robiło. Pręży się, wierci, krzyczy, wyje i prawie ducha wyzionie... Widać, że brzuch boli jak cholera. Nie pomaga masaż, nie pomaga kąpiel. Tylko bąki puszcza tak śmierdzące jakby śmieci jadło a nie matki mleko. I z głodu wyje bo co zje to mu się wylewa. No to jazda do pediatry niech coś poradzi. "Przeczekać! Nic się nie da zrobić... No co najwyżej może pani wyeliminować z diety mleko, warzywa, owoce, mięso, białe pieczywo, soki i wszelkie smażone i pieczone potrawy. I absolutnie nic strączkowego. Bo wzdęcia na dziecko przechodzą...I koniecznie dawać dziecku herbatkę na brzuszek. W aptece można kupić. I może soczek jabłkowy warto podać...To na pewno kolki. Ah, no i jeszcze są takie kropelki, które mamy z niemiec sprowadzają... Sab simplex. Taki lepszy espumisan 100. Ale to i tak nic nie pomoże. Przeczekać trzeba. Po 4 miesiącu minie..." Ta, jak mi się dziecko dopiero za cztery miesiące obsra to te cyferki na pieluszkach będą oznaczać zawartość kupy a nie wagę dziecka... A ja mam miłością żyć, bo nic jeść mi nie wolno... A dziecko ma się wykończyć z bólu i głodu, mi ma siąść laktacja a sponsor ma być szczęśliwy bo herbatkę kupię. Po moim trupie! Pani pediatrze podziękujemy. Od dawno wiadomo, że dieta karmiącej matki nie istnieje. I powinno się jeść jak najwięcej warzyw i owoców. A fasolka ma nóżki i przechodzi z mlekiem do małego brzuszka i go wzdyma. No heloł! Soczek? 9 tygodniowemu maluchowi? Takie zalecenia to w PRLu były. Na szczęście te czasy już minęły. Kolki to jedno. Te są i niestety trzeba jakoś to przetrwać. Ale nie sranie od tygodnia to coś zupełnie innego. Dziecko jak każdy człowiek - najzdrowiej przynajmniej raz dziennie! Wchłanianie bezresztkowe to mit.
Pomógł internet. Okazuje się, że to dość popularny problem wśród maluchów karmionych piersią. A lekarze zatrzymali się na laktacyjnym średniowieczu. W takich sytuacjach zaleca się matce suplementować magnez i cynk. Pierwsze dwa dni "przedawkować" czyli brać jak przy ogromnych niedoborach, a później już normalnie. Plus probiotyk dla dziecka. Po dwóch dniach pojawiła się wielka i śmierdząca kupa. Nie do pojęcia jest jak to mieściło się w tych małych jelitkach. W ciągu dnia jeszcze kilka razy była dosrywka. Dziecko szczęśliwe. Matka szczęśliwa. Normalnie szał i dzika radość z powodu obsranej pieluchy była prawie tak wielka jak z wygranej w totka. Od tamtej pory dziecko załatwia się regularnie - raz dziennie.
Da się?

W między czasie zaliczyliśmy też wizytę w poradni retinopatii wcześniaków - oczka zdrowe :)
I u neurologa - tu też wszystko w porządku.
Uff, mam nadzieję, że to już koniec naszych maratonów po lekarzach. Jeszcze tylko szczepienie.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Dopadła i nas

Dopadła i nas. Przyszła niespodziewanie i podstępnie. Zakradła sie do naszego życia zamieniając je w koszmar. Nie pomagają prośby, groźby i wylane łzy. Powraca jak senny koszmar. Czasem ze zdwojoną silą. Przegrywamy. Przegrywamy w tej nierównej walce... Dopadła nasze dziecko i trzyma w swoich sidłach. Cholerna kolka...

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Macierzyństwo bezlukrowe

Szkodnik, dziecior, mały wredziolec, krzykaczka... Niektórzy zarzucają mi, że mówienie tak o własnym dziecku odbiera mu godność. Halo! Ziemia!
Jakże ja nie lubię, kiedy ktoś próbuje narzucać mi swoją wizję mojego macierzyństwa.
W moim świecie dziecko nie puszcza bączków. Ono pierdzi i to tak, że aż echo się niesie po pokoju. A od mruczenia oznaczającego "budzę się" do wrzasku "głodna jestem! nigdy nie jadłam! nakarm mnie natychmiast. NA-TYCH-MIAST!" rozpędza się w 10 sekund! W moim świecie dziecko nie robi kupek pachnących fiołkami. Ono czasem obsrywa się aż po pachy, przy okazji obsrywając wózek, przewijak lub mnie - zależy gdzie się aktualnie znajduje. A zawartość pieluchy bardziej przypomina zapachem gazy bojowe niż słodkie perfuma. Moje dziecko wrzeszczy czasem jak opętane. A sekundę później uśmiecha się z tak niewinną minką, że aż boje sie pomyśleć co mu siedzi w głowie. I nie, nie tylko chłopcy potrafią osikać matkę kiedy akurat pieluszkę im zmienia. Dziewczynki też mają taką umiejętność. Doświadczyłam na własnej skórze kilka razy. Karmienie piersią boli. Cholernie boli. Zwłaszcza kiedy mały ssak rzuca się przy cycku nie wypuszczając go z buzi. Albo gdy nagle najdzie go ochota na szczypanie bezzębną szczęką mojego sutka. Takiego bólu nie życzę nikomu. Ah, i jeszcze wystawianie dzieciora "na spacer" na ogródek to norma. Ono się wietrzy a ja w końcu mam czas napić się gorącej herbaty, albo zjeść obiad, albo najzwyczajniej w świecie poleżeć do góry brzuchem (który nota bene nadal wygląda jakbym w ciąży była...). Czas dobiegu z kuchni na ogródek zajmuje minutę. Jak wózek stoi pod oknem to nawet zdążę przed histerią z serii "nigdy nie jadłam". I jeszcze jedno. W moim świecie dziecko nie ma wstępu do naszej sypialni. Nie ma wstępu do małżeńskiego łóżka. Ma swoje łóżeczko, w swoim pokoju. I tam śpi od pierwszej nocy.
W moim świecie zdarza mi się myśleć, że najchętniej zamknęłabym to wrzeszczące od kilkudziesięciu minut dziecko w piwnicy, a sama z rozkoszą słuchała darcia mordy jakiegoś heavy metalowca bo i tak byłyby to przyjemniejsze dźwięki dla moich uszu... W moim świecie matka ma prawo powiedzieć głośno, że czasem ma dosyć, że nie sądziła, że macierzyństwo jest takie wyczerpujące, że ten mały człowiek jest czasem po prostu wkurzający.
I w niczym nie odbiera jej to tytułu "najlepsza matka dla swojego dziecka". Bo okazywanie także tych złych emocji nie oznacza braku miłości.
A mam wrażenie, że od matek wymaga się wiecznego zadowolenia, świergolenia i dziubdziania. Wymaga się męczeństwa i heroizmu. Wymaga się rezygnacji z bycia sobą. Zamiast autentyczności powinien być lukier. Matka w oczach wielu nieustannie powinna rzygać tęczą na widok swojego dziecka. Szczerze? Czasem chce się rzygać ze zmęczenia po kolejnym wstawaniu w nocy, po kolejnych godzinach noszenia na rękach tych kilku kilogramów - bo kolka, bo brzuszek, bo ból istnienia tego małego człowieka jest przeogromny.
Nie jestem typową Matką Polką Męczennicą. Z premedytacją czasem zostawiam dziecko babci. Bo wtedy nawet wspólne z mężem wyjście na zakupy jest ekscytującym doświadczeniem.
Kocham moje dziecko najbardziej na świecie. I nikomu nie pozwolę powiedzieć, że jest inaczej. Kocham je jednak zdroworozsądkowo. Decyzyjnie. Kocham je chociaż widzę trudności jakie z tą miłością są związane. Różowe okulary mnie nie przekonują.

środa, 10 sierpnia 2016

Równouprawnienie

Równouprawnienia dla mężczyzn żądam! Bezlukrowa miała wczoraj zaplanowaną dłuższą wizytę w szpitalu. No wiecie poradnia specjalistyczna, pobieranie krwi itp... Nieistotne. No ale wracając do tematu...
Rozmawiam z kilkoma osobami i mówię, że 7 tygodniowe dziecko z tatą w domu zostawiłam i jaka jest reakcja:
- a nie boisz się? (jasne, że się boje... zwłaszcza tego, że mi się spodoba takie samotne wychodzenie i będę chciała częściej :) )
- ale babcia mu przyjdzie pomóc? (tak, i sąsiadka i jeszcze moją mamę ściągnę z drugiego końca Polski na wszelki wypadek...)
- ale jak on sobie da radę z takim maluchem? (hm.. tego nie przewidziałam... mogłam jednak poczekać z tą PILNĄ wizytą jeszcze ze trzy lata...)
- a co jak mała zgłodnieje? (bigos, kaszanka, flaki... od zawsze wiadomo, że to jest smaczniejsze niż ściągnięte mleko mamy...)
- i będzie umiał ją przebrać? (a po co? przecież oznaczenia na pieluszkach 3-5kg nie oznaczają wagi dziecka tylko ilość kupki, która można tam magazynować...)

Czasem mam wrażenie, że niektóre kobiety traktują mężczyzn jak jakichś niepełnowartościowych rodziców! Albo myślą, że jak facet to tylko do łopaty się nadaje.
Uwaga! Odkrycie stulecia! Mężczyzna potrafi równie dobrze zająć się dzieckiem co kobieta. Potrafi przebrać, uśpić, zabawić, wziąć na spacer... Ba, potrafi nawet nakarmić.Tu potrzebna jest oczywiście współpraca czyli pozostawienie mleka jeśli się karmi piersią. Jeśli karmi się mlekiem modyfikowanym to mężczyzna potrafi je rozrobić. Serio. Widziałam kiedyś na własne oczy!
I powiem coś jeszcze. U nas najlepiej kąpie tatuś. Dziecko się luzuje i wygląda jak po miesięcznych wczasach w spa. Jak kąpie mama to po prostu czyste jest i już.
Ojciec nie ma pomagać przy dziecku. On ma się nim pełnoprawnie i pełnowartościowo zajmować. Na równi z matką. Trzeba mu tylko na to pozwolić!

sobota, 6 sierpnia 2016

Szmatomatka

Wiara w ludzkość odzyskana. Wsiadam do autobusu z dzieckiem w chuście i widzę dwie staruszki, które bacznie mi się przyglądają. No nic, znow się nasłucham jaka to wyrodna matka jestem. Że zeza, krzywy kręgosłup, nieumiejętność siedzenia, przegrzanie, wychłodzenie, uduszenie dziecku serwuje...
Tym razem komentarz padł nie do mnie ale do współtowarzyszki podróży...
-Ty, Stasia, to musi być strasznie niewygodne dla tego maleństwa, tak dziecko męczyć...
- Teresa, ale Ty głupia jesteś! Teraz tak się dzieci nosi. One to uwielbiają. Takie opatulone czują się jak w łonie matki. Weź ty się dokształć trochę a nie jak moher się zachowuj. Widać, że wnuków nie masz...
A później juz bezpośrednio do mnie: Jakie słodkie maleństwo. Niech się pani nie przejmuje. Ludzie to tylko narzekać potrafią. Proszę nosić jak najwięcej. Moja córka tez chustuje. Super sprawa. Nie musi wózka na 4 pietro wnosić...

czwartek, 4 sierpnia 2016

Pierś do przodu

Najtrudniejszy był ten pierwszy raz. Stres. Strach. Pośpiech. I nerwy bo dziecko się rzuca i wije. Nie odpuściłam. Powiedziałam sobie "Kobieto! Ona jest głodna. Nie ogarnia tego, że jesteście na spacerze. Jedyne czego chce to jeść. I kompletnie nie przemawia do niej twoje gadanie, że niedługo wrócicie do domu. Chce jeść teraz. Natychmiast!".
Więc zrobiłyśmy podejście drugie. Spokojniej. Bez wyrzutów sumienia, że "wyciągam cyca" w miejscu publicznym, bez zastanawiania się czy ktoś za chwilę powie mi, że obrażam jego uczucia estetyczne, religijne czy cholera wie jakie jeszcze. Spokojnie siadłam przy ścianie, obróciłam się tyłkiem do chodzących ludzi i przystawiłam dziecko do piersi. Uspokoiła się. Ja też się uspokoiłam. Nikt nie krzyczał, nikt nie komentował. Ba! Nawet usłyszałam, że takie słodkie maleństwo je sobie z cycusia. Matka córce tłumaczyła dlaczego ta pani siedzi w kącie i próbuje nie pokazać za wiele.
Później było już łatwiej. Nie, nadal nie lubię karmić w miejscach publicznych. Wolę swoją kanapę i wygodną poduszkę. Tylko, że z takim maluchem nie da się inaczej. Znaczy da się. Wystarczy nie wychodzić z domu na dłużej niż 10 minut. Dzieci z piersi jedzą. Ale też piją. Zwłaszcza w takie upały częściej domagają się cycusia. Nie będę przykrywać się pieluchą czy też specjalnie zaprojektowanym w tym celu dyskretnikiem. Serio! Ktoś coś takiego zaprojektował i sprzedaje za miliony monet. Kawał szmaty zakładany przez głowę do osłaniania się podczas karmienia... Nie będę się osłaniać z jednego prostego powodu. Dziecku jest wtedy gorąco. Ostatnio głośno jest o kampanii zniechęcającej do przykrywania wózka pieluchą bo dziecko jak w termosie się wtedy czuje. Akcja słuszna. Podczas karmienia piersią dziecko grzeje się nie tylko od temperatury otoczenia ale również od ciała matki. Nie będę mu odbierać swobody oddychania i możliwości choćby lekkiego wiatru na ciele. Nie wywalam cyca ostentacyjnie żeby wszyscy mogli go podziwiać bo... no szczerze, to szału nie ma :) Jakoś nie skoczyły mi cycki o 3 rozmiary jak zapowiadali że będzie...
Karmiłam na spacerze, na uczelni i na schodach Kościoła. Nikt się nie oburzał. Nikt od bezbożniczek nie wyzywał. Nikt o niecne zamiary poderwania cudzego męża nie posądził.. Karmiłam. Karmię. Będę karmić piersią tak długo jak tylko się da. Zdrowie mojego dziecka jest dla mnie najważniejsze. I wygoda. Pokarm mam zawsze przy sobie

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Czas mija

Sześć tygodni za nami. Dokładnie o 14.45 na świat przyszło to drące się wniebogłosy maleństwo. To był dobry znak. Na ten krzyk tak bardzo czekałam. Poród zaczął się niespodziewanie w 34 tygodniu ciąży więc tak naprawdę to dopiero teraz powinna się pojawić po tej stronie brzucha. Radość mieszała się z przerażeniem. Czy z nią wszystko dobrze? Czy to nie za wcześnie? Jak ja dam sobie z tym wszystkim radę? Jak poradzimy sobie w tej nowej sytuacji. Porodu nie wspominam. Z jednej strony cała sytuacja była wyjątkowo komiczna. Poszłam na kontrolę do poradni przyszpitalnej, siadłam na fotelu i podczas badania zalałam lekarza odchodzącymi wodami płodowymi... Jak w amerykańskim filmie. Później akcja działa się zastraszająco szybko. Nagle ktoś przyjechał z łóżkiem, ktoś mnie rozebrał i ubrał w seksi wdzianko wiązane z przodu na kilka kokardek, ktoś podał telefon żebym mogła zadzwonić po męża. Ponieważ mała chciała rodzić się już w 28 tygodniu to miałam założony szew okrężny na szyjce. Teraz należało NATYCHMIAST go zdjąć żeby mnie nie rozerwało w środku. Po przecięciu szwu: 7 cm rozwarcia. Lekarze poszli. Od tej chwili byłam zdana tylko na położne. I tu skończyło się wszystko co dobre i co warto wspominać z porodówki. No może jeszcze nieocenione wsparcie jedynej osoby, która przejmowała się moim losem czyli mojego kochanego męża, który cudem został do mnie wpuszczony...
Ten maleńki tobołek został mi położony na brzuchu dosłownie na kilka chwil. A później wylądował w inkubatorze. A ja na sali z dziewczynami z dziećmi przy boku. To było najgorsze. Ryczałam. Nie z bólu. Z tęsknoty za tym małym człowieczkiem. Nie mogłam do niej pójść bo nie potrafiłam jeszcze wstać z łóżka. Nie mogłam też patrzeć na te małe brzdące przytulające się do moich towarzyszek z pokoju.
A dziś mija 6 tygodni. Kocham tego malucha najbardziej na świecie. Czasem mam dość. Czasem nie mam sił i czuję się jak zombi. Ale dajemy radę. Nie chcę być matka idealną. Chcę być matka kochającą.

piątek, 29 lipca 2016

Horror na porodówkach

Niestety taka jest prawda. Zaliczyłam wszystko: poród w wieloosobowej sali tzw. boksach porodowych (na szczęście byłam jedyną rodzącą), niechęć do wpuszczenia męża (co ten facet tu robi? to nie sala rodzinna!? - na szczęście druga położna się zlitowała i go wpuściła), brak znieczulenia ("przecież nikt nie mówił, że poród jest jak pocałunek!"), oksytocynę podaną na ostatni etap porodu (mimo, że trwał 14 minut!!), nacięcie krocza (zero informacji czy pytania, poczułam tylko ciachnięcie), szycie bez znieczulenia ("przestało działać bo uciekałaś spod igły, na dwa ostatnie szwy nie warto dawać nowego, wytrzymasz...") i... tadam! łyżeczkowanie (łożysko ślicznie i pięknie wyszło ale...w tym szpitalu to standardowa?! procedura). Nikt o nic nie pytał, nikt o niczym nie informował... A na koniec podsumowanie: "widać, że jesteś nieodporna na ból, przecież i tak szybko poszło. Niejedna marzy o takim porodzie". Gdyby nie to, że poród nagły i z wcześniakiem, więc musiałam w tym szpitalu jeszcze długo zostać to bym zrobiła awanturę...
No i jeszcze: kontakt skóra do beta trwał około 5 minut, zero możliwości nakarmienia bo przez te warstwy szmat, w które została owinięta nie miała szans dostać się do cycka... Pierwszy posiłek to mleko modyfikowane... Zero pomocy przy przystawieniu do piersi i dodatkowo komentarz, że karmie nieefektywnie bo dziecko już godzinę na cycku wisi... Karmienie o określonych godzinach w trzygodzinnym cyklu bo zabiegi, badania, kąpiel, naświetlania... Żeby nie pchały mm to musiałam mleko ściągać i z butli dawać żeby było widać ile zjadła. Plus jeszcze pełne oburzenia pytanie czy nie mam innego smoczka bo karmiłam wolnoprzepływowym Medeli zmuszającym dziecko do ssania tak jak z piersi.

środa, 27 lipca 2016

Wyrodna Matka

 Dziecię z Ojcem zostawiła i poszła w miasto. A właściwe pojechała. Zamieniła cztery kółka na swoje ukochane dwa. Nareszcie. Czujny sąsiad czuwa. Nie zdążyłam bramy zamknąć a on już pyta z kim dziecko zostało bo przecież widział, ze babcia chwilę wcześniej wyszła. Samo zostało. Właśnie obiad robi. A później ma skosić trawnik.
Nie no żart.... Dlaczego nikt nie bierze pod uwagę tego, ze dziecię ma Ojca, który tez może się nim zająć?

wtorek, 26 lipca 2016

Gadżetmama

Nie przepadam za kupowaniem tymczasowych gadżetów. Ale ta poduszka skradła moje serce i polecam ją każdemu, kto ma do wykarmienia dziecko. Na początku dawałam radę bez pomocy. Dziecię małe, mało jadło to i problemu z karmieniem nie było.
Przyrost masy dziecka zaobserwowałam nie tylko na wskazaniu wagi ale przede wszystkim na bólu kręgosłupa podczas karmienia. A że waga jest funkcją czasu, to im dłużej dzieciorek na cycku wisiał tym bardziej ja się kręciłam i z łzami w oczach przerzucałam ją z jednej strony na drugą byle rękę na chwilę odciążyć.
Po pierwszym karmieniu z poduszką, mój kręgosłup wykrzyknął głośne i radosne "Lubię to!". Dziecko szczęśliwe bo nikt go od cycka nie odrywa. Matka szczęśliwa bo nie dość, że kręgosłup nie boli to i ręce wolne, więc można poczytać albo... zjeść coś w trakcie karmienia.

środa, 20 lipca 2016

Zasady są dobre

-Dlaczego nie pozwalasz zajmować mi się małą? Mogę Ci pomóc.. - z lekkim foszkiem zapytała babcia.
- Bo chcesz ja wychowywać po swojemu a nie po mojemu
Odpowiedź jest prosta. Zasady są po to żeby ich przestrzegać. Bawimy się w porze aktywności a nie porze spania. Nie mówimy do niej podczas wieczornego karmienia żeby się wyciszyła. Nie bierzemy na rączki przy każdym kwęknięciu bo ona potrafi sama zasypiać w łóżeczku lub wózku. Po kąpieli jest czas karmienia a nie zabawy. Dopóki moje zasady nie będą respektowane to nie oddam dziecka w czyjeś ręce. Tak, moje dziecko jest wychowywane z zegarkiem w ręku. i jakoś nie widzę, żeby była z tego powodu nieszczęśliwa. Ba, wręcz przeciwnie. Wie kiedy jest pora spania, o odpowiednich porach sama budzi się na jedzenie, wie że po kąpieli jest pora na sen. I jeszcze jedno. Ja też jestem szczęśliwsza. Wiem kiedy będę miała czas na zrobienie obiadu, zakupów, kąpiel, romantyczną kolację z mężem czy kawę z przyjaciółką. Zasady są dobre.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Goście, goście...

Goście, goście do domu... Zaczęło się. Rodzina, przyjaciele... Wszyscy chcą przyjść i zobaczyć tego małego człowieczka jakby ósmym cudem świata był. No dobra, jest! Prezenty odbiera przeróżne. Od upragnionych pieluch jednorazowych i tetrowych (praktyczne prezenty są najlepsze!), poprzez grająco-mrugające "rodzicowkurzacze" (zastanawiam się, czym im podpadłam) po bizuterię douszną (a skąd założenie, że będziemy chcieli jej uszy dziurawić?). Ale fakt faktem pieniom zachwytu od kilku dni nie ma końca. I licytacja do kogo podobna trwa w najlepsze. Nosek po mamusi, usteczka po tatusiu, włoski po babci Gieni, paluszki to po cioci Kazi a mała plamka na lewym podudziu to na pewno po wujku Staszku... I seria dobrych rad też się zaczęła. Niestety. A w tym to przodują babcie. Czapeczkę załóż bo ciepło przez głowę ucieka (nieśmiertelny argument w każdej rozmowie), nie noś w chuście bo przyzwyczaisz żeby na rączkach ciągle było (hę? przecież ręce to ja mam dzięki temu wolne...), pohuśtaj to się uspokoi (taaa, a potem babcia będzie u nas przez 3 lata mieszkała, żeby robić huziu huziu na każde zawołanie, dobra?), jak karmisz to naciskaj pierś żeby dziecku się nosek nie opierał bo się udusi (serio?). No i jeszcze moje ulubione: ABSOLUTNIE tego nie jedz bo dziecko będzie miało kolki, zatwardzenie, rozwolnienie, wzdęcia, rozdwojenie jaźni* (*niepotrzebne skreślić!). Fala krytyki spadła na matkę od jej rodzicielki także za to, że dziecko w osobnym pokoju od pierwszej nocy śpi. Bo przecież tak nie można bo... tu argumentu logicznego zabrakło. Nie można bo nie. I już.
I jeszcze się wszyscy na wyrodną matkę asertywną morderczym wzrokiem patrzyli kiedy stanowczym tonem zakomunikowała, że teraz to dobrze jakby sobie goście już poszli bo dziecię będzie karmione, kąpane i pójdzie spać. A matka plan ma podobny. Tylko z półtoragodzinnym opóźnieniem. No foch pierwsza klasa został zaliczony! Uff, dobrze, że następny weekend dopiero za 5 dni :)

środa, 13 lipca 2016

Matka niewidzialna?

Tez tak macie, ze odkąd pojawiło sie dziecko to Wy zniknęliście? Ojojoj... Malunia księżniczka psysła... (znaczy przytargana na matczynych rękach została!) A ti ti ti... Cio tam laluniu? Jaka ty sliczniusia jesteś... Kupeczkę zrobiłam? Jak sliczniusio... Zaraz mamunia przebierze ci ubranko... Taaaak... No widzisz... Nie ma co krzyczeć... Jus masz piekniusie i suchusie ubranko...
Mam wrażenie, że jestem dodatkiem do własnego dziecka. Od poczatku tłukę dziadkom do głowy, że maja do niej mówić normalnie. A oni ciągle takie słodkie pierdu-pierdu. Najgorsze jest to, że tak sie wkręcili, że nawet jak malej nie ma w pobliżu to do mnie też takim samym infantylnym językiem mówią. Kiciunia, malunia, sratunia!
Uprasza się o stosowanie poprawnej polszczyzny w stosunku do matki i dziecka.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Zmęczona matka

Nie mam dziś siły... Nie jestem matką idealną. Zamiast iść z dzieciem na spacer wystawiłam ja w wózku do ogródka, a sama zaległam obok na leżaku i próbuje zasnąć... I nie ważne, ze pranie nie wywieszone, kurze nie pościerane a podłoga w kuchni prosi się o umycie. Nie mam dziś siły... Limit czasu spania po 3 godziny w jednym ciągu został wyczerpany. Ach, gdyby tak dało się naładować bateryjki od energii słonecznej... Nie mam dziś siły... Podczas nocnego karmienia zasypiałam z dzieciem na ręku i pytaniem "po co to wszystko?" w glowie... Nie jestem Matka Polka Męczennicą. Obsrane pieluszki zmieniane w środku nocy nie są doznaniem orgazmicznym. Wolałabym przytulić sie do męża. Snucie sie półprzytomnie po domu nie daje mi poczucia satysfakcji. Wkurza. Bo często jednocześnie przywalę w coś nogą albo zrzucę z półki w łazience i posprzątać dodatkowo trzeba... I nie nie mam depresji czy tez tzw. Baby blues. Nie. Jestem normalnie zmęczona. Mam do tego prawo. To że"siedzę w domu z dzieckiem" wcale nie znaczy, ze siedzę. Nie dziw sie człowieku, że nie zawsze ćwierkam z radości jak skowronek. Czasem najzwyczajniej w świecie padam na cycki i mam wszystkiego dość. To nie wyklucza kochania tego małego szkodniczka. Kocham mimo wszystko. Codzienne życie to nie tylko radość. To czasem walka, żeby w nocy zwlec się z lóżka i wystawić pierś. To walka, ktora pokazuje jak silna jest milosc matki. Wstaje. Nie mam dzis siły... Ale wstaje...

sobota, 9 lipca 2016

Ochłodzenie przyszło

Ustalmy jedno: jestem matką i najlepiej wiem jak wychowywać i ubierać swoje dziecko. Drodzy rodzice, teściowe, sąsiedzi i życzliwe babcie w autobusie - skoro sami nie nosicie czapeczek przy temperaturze 21 stopni to nie zmuszajcie mnie do zakładania jej mojemu dziecku. Gwarantuje Wam, że nie zamarznie, nie zawieje go, nie przedmucha mu uszek i nie wywieje mózgu...
Mieliście swoją szansę przy własnych dzieciach.I to, że sąsiadka założyła swojemu synowi polarowy kombinezon i czapkę bo temperatura spadła dziś z 35 do 21 stopni nie jest dla mnie żadnym argumentem!

piątek, 8 lipca 2016

Realizm

Jeszcze kiedy byłam w ciąży i przeglądałam internet (no dobra... plotkarskie strony typu pudelek.pl, kozaczek.pl czy jakiś inny kalosz) to zastanawiałam się jak to możliwe, że celebrytki (czyli osoby znane z tego, że są znane ;) ) tak szybko wracają do formy sprzed ciąży... I jest sobie taka gwiazdka, która dopiero co urodziła dziecko a wygląda jakby w ciąży nigdy nie była... Piękny umięśniony brzuszek w dwa tygodnie po porodzie, fryzura prosto z salonu i tipsy o zabójczej długości...
I patrzę na siebie... Brzuch jak w trzecim miesiącu, włosy związane w kucyk bo dziecię lubi chwytać i wyrywać matczyne loki a uścisk w tym przypadku ma jak Pudzian... Paznokcie krótkie żeby wierzgającego dzieciora nie podrapać - wystarczy, że sam sobie buźkę rysuje bo matka jakoś niezdarnie jej manikiur zrobiła bojąc się, że razem z pazurami palce utnie...
I patrzę czasem na inne świeżo upieczone mamusie - a okazji sporo jak się na oddziale położniczym bywa - że czasem trudno odróżnić, która przed, a która po porodzie, bo okazuje się, że ta piłeczka nie wchłania się w magiczny sposób razem z wypchnięciem dziecka na świat...
I uśmiecham się sama do siebie, bo choć idealna na prawno nie jestem to przynajmniej szczęśliwa. Dziecię do cyca przyssane coraz bardziej mięśnie rąk obciąża - może przynajmniej biceps sobie wyrobię ;)

A jedyny moment kiedy kryzys przychodzi to gdy przy otwartej szafie staję i stwierdzam, że nie mam w co się ubrać. Ciążowe ubrania z tyłka spadają a przedciążowe jeszcze na niego wciągnąć trudno..

czwartek, 7 lipca 2016

Przychodzi baba do lekarza...

Macierzyństwo... Najpiękniejsze są pierwsze dni mówili... Wspaniały czas mamy i dziecka mówili... Ze będę go marnować na siedzenie w kolejkach do lekarz to już nie powiedzieli... Wczoraj matce szwy z krocza ściągali wiec poszła zająć sobie kolejkę z samego rana, żeby pierwsza być i zdążyć wrócić małego ssaka nakarmić... A na drzwiach szpitalnego gabinetu wielka kartka "o kolejności przyjęć decyduje lekarz". I nikt nie zna algorytmu jakim się kierował. Moim zdaniem czysty przypadek tam rządził. Dobrze, ze tatuś dzieciora na karmienie przywiózł bo dopiero koło południa mnie przyjęli. Cały proces trwał ok. 7 minut. Dziś z dzieciorkiem do poradni preluksacyjnej poszliśmy prosić sie przyjęcie poza kolejnością. Terminy w przychodni na wrzesień a zalecenie ma do końca miesiąca się przebadać. Po problemach z systemem i jakichś dwóch godzinach czekania udało się... Bioderka zdrowe.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Chustomama

Pierwszy spacer w chuście.
- Ojej... Ale Ona w tym oddycha, prawda? (nie... ćwiczy nurkowanie...)
- A gdzie ma czapeczkę? (oł maj gad... przecież jest tylko 25 stopni... dziecko mi zamarznie...)
Myślałam, że takie teksty to fantazja mam chustujących ale... mi usłyszenie ich zajęło niecałe 15 minut...

sobota, 2 lipca 2016

Stan błogosławiony

Ja już wiem dlaczego ciąża jest nazywana stanem błogosławionym. Ona naprawdę uświęca. Ale nie ze względu na noszenie dziecka pod sercem... Nie... Chodzi o to ze kiedy ona się już kończy to człowiek docenia małe rzeczy: Możliwość zawiązania sobie butów, schylenie się i podniesienie czegoś z ziemi, umiejętność samodzielnego wyjścia z wanny, możliwość spania w tak wielu pozycjach w tym na brzuchu... No i nie trzeba strategicznie sprawdzać lokalizacji wszystkich toalet w okolicy kiedy chce się wyjść na miasto.... Takie małe rzeczy, których wcześniej się nie zauważało teraz tak bardzo cieszą

piątek, 1 lipca 2016

Sąsiad dorarada

Wyszłam z Małą na spacer. Słonko świeci, upału jeszcze nie ma... Pierwsza osoba, ktora zajrzała do wózka:
-Ojej, jaka malutka... Ile ma?
-11 dni
- To dopiero co urodzona! Za mała żeby ja zabierać na spacer!!
No tak... Zapomniałam, że dzieciom do ukończenia roku życia świeże powietrze szkodzi! A ze szpitala to w maskach tlenowych wychodzą....

piątek, 24 czerwca 2016

Mamą być

Tak jakoś z przypadku urodziłam w poniedziałek... Wiecie jak komicznie musi wyglądać pocąca się i wijąca z bólu kobieta w pełnym makijażu i zrobionej fryzurze? Domyślam się, że zabawnie... No ale przecież jak się jest na l4 to nie ma za dużo okazji żeby "się zrobić", wiec każda wizyta w lekarza czy w przychodni to mega atrakcja. No i właśnie poszłam sobie wypindrzona na rutynową wizytę do poradni a wylądowałam na porodówce. Życie potrafi zaskakiwać. O tym jak do tego doszło będzie osobny wpis jak już dostaniemy wypis. Cierpliwość się opłaci - było prawie jak w amerykańskich filmach.

piątek, 17 czerwca 2016

Emerytka z artretyzmem

Już się nie mogę doczekać. Już bym chciała mieć tego klocka w domu... Mam wrażenie, że to się nigdy nie skończy, a ja do końca życia będę przy każdym ruchu jęczeć jak jak jakaś emerytka z artretyzmem...
Jeśli ktoś będzie Ci wmawiał, że końcówka ciąży jest najlepsza to zwiewaj ile masz sił w opuchniętych nogach. Od dwóch dni rozchodzą mi się wiązadła i rozszerza miednica. Uroki dziewiątego miesiąca! Chodzę jak kaczka tak mnie boli całe podbrzusze! Najgorzej jest rano. Dopóki się nie rozchodzę to prawie na czworaka turlam się do łazienki. Kręgosłup błaga o litość przy każdym ruchu!