środa, 31 sierpnia 2016

Trudny czas

Już jutro w wielu polskich domach rozegra się prawdziwy dramat... Wspieram wszystkich udręczonych. Ja, leżąca i nic nie robiąca. Bo przecież na urlopie macierzyńskim się odpoczywa.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Mleczna armatka

Rzeczy, których nikt nie powiedział przed porodem odc. 1236:
Twoje cycki będą jak armatka wodna. Zasięg strzelającego mleka wynosi około 50 cm. Nadciśnienie jakie się tworzy powoduje, że przy każdym dotknięciu cycka mleko strzela kilkoma strumieniami. Musze poćwiczyć strzelanie na odległość albo do celu... Moja laktacja oszalała. Nadprodukcja taka, że pół osiedla mogłabym wykarmić! W zamrażarce króluje lód i zamrożone mleko.

piątek, 26 sierpnia 2016

Mroczne laboratorium

Trzy dni gimnastykowania się. Prośby, groźby, wymuszenia, ciepła woda, zimna woda, suszarka, gilgotanie po brzuszku, czuwanie z pojemniczkiem w ręku przy każdym przebieraniu... A oni ci powiedzą, że materiał do badań przyjmują tylko do 9.30!! Tylko jak wytłumaczyć temu małemu szkodnikowi, że ma nasikać do kubeczka akurat przy porannym karmieniu!?

środa, 24 sierpnia 2016

Chory misio

Działo się ostatnio. Kilka wizyt w przychodni skutecznie zniechęciło mnie do służby zdrowia. Dziecko od pięciu dni kupy nie robiło. Pręży się, wierci, krzyczy, wyje i prawie ducha wyzionie... Widać, że brzuch boli jak cholera. Nie pomaga masaż, nie pomaga kąpiel. Tylko bąki puszcza tak śmierdzące jakby śmieci jadło a nie matki mleko. I z głodu wyje bo co zje to mu się wylewa. No to jazda do pediatry niech coś poradzi. "Przeczekać! Nic się nie da zrobić... No co najwyżej może pani wyeliminować z diety mleko, warzywa, owoce, mięso, białe pieczywo, soki i wszelkie smażone i pieczone potrawy. I absolutnie nic strączkowego. Bo wzdęcia na dziecko przechodzą...I koniecznie dawać dziecku herbatkę na brzuszek. W aptece można kupić. I może soczek jabłkowy warto podać...To na pewno kolki. Ah, no i jeszcze są takie kropelki, które mamy z niemiec sprowadzają... Sab simplex. Taki lepszy espumisan 100. Ale to i tak nic nie pomoże. Przeczekać trzeba. Po 4 miesiącu minie..." Ta, jak mi się dziecko dopiero za cztery miesiące obsra to te cyferki na pieluszkach będą oznaczać zawartość kupy a nie wagę dziecka... A ja mam miłością żyć, bo nic jeść mi nie wolno... A dziecko ma się wykończyć z bólu i głodu, mi ma siąść laktacja a sponsor ma być szczęśliwy bo herbatkę kupię. Po moim trupie! Pani pediatrze podziękujemy. Od dawno wiadomo, że dieta karmiącej matki nie istnieje. I powinno się jeść jak najwięcej warzyw i owoców. A fasolka ma nóżki i przechodzi z mlekiem do małego brzuszka i go wzdyma. No heloł! Soczek? 9 tygodniowemu maluchowi? Takie zalecenia to w PRLu były. Na szczęście te czasy już minęły. Kolki to jedno. Te są i niestety trzeba jakoś to przetrwać. Ale nie sranie od tygodnia to coś zupełnie innego. Dziecko jak każdy człowiek - najzdrowiej przynajmniej raz dziennie! Wchłanianie bezresztkowe to mit.
Pomógł internet. Okazuje się, że to dość popularny problem wśród maluchów karmionych piersią. A lekarze zatrzymali się na laktacyjnym średniowieczu. W takich sytuacjach zaleca się matce suplementować magnez i cynk. Pierwsze dwa dni "przedawkować" czyli brać jak przy ogromnych niedoborach, a później już normalnie. Plus probiotyk dla dziecka. Po dwóch dniach pojawiła się wielka i śmierdząca kupa. Nie do pojęcia jest jak to mieściło się w tych małych jelitkach. W ciągu dnia jeszcze kilka razy była dosrywka. Dziecko szczęśliwe. Matka szczęśliwa. Normalnie szał i dzika radość z powodu obsranej pieluchy była prawie tak wielka jak z wygranej w totka. Od tamtej pory dziecko załatwia się regularnie - raz dziennie.
Da się?

W między czasie zaliczyliśmy też wizytę w poradni retinopatii wcześniaków - oczka zdrowe :)
I u neurologa - tu też wszystko w porządku.
Uff, mam nadzieję, że to już koniec naszych maratonów po lekarzach. Jeszcze tylko szczepienie.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Dopadła i nas

Dopadła i nas. Przyszła niespodziewanie i podstępnie. Zakradła sie do naszego życia zamieniając je w koszmar. Nie pomagają prośby, groźby i wylane łzy. Powraca jak senny koszmar. Czasem ze zdwojoną silą. Przegrywamy. Przegrywamy w tej nierównej walce... Dopadła nasze dziecko i trzyma w swoich sidłach. Cholerna kolka...

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Macierzyństwo bezlukrowe

Szkodnik, dziecior, mały wredziolec, krzykaczka... Niektórzy zarzucają mi, że mówienie tak o własnym dziecku odbiera mu godność. Halo! Ziemia!
Jakże ja nie lubię, kiedy ktoś próbuje narzucać mi swoją wizję mojego macierzyństwa.
W moim świecie dziecko nie puszcza bączków. Ono pierdzi i to tak, że aż echo się niesie po pokoju. A od mruczenia oznaczającego "budzę się" do wrzasku "głodna jestem! nigdy nie jadłam! nakarm mnie natychmiast. NA-TYCH-MIAST!" rozpędza się w 10 sekund! W moim świecie dziecko nie robi kupek pachnących fiołkami. Ono czasem obsrywa się aż po pachy, przy okazji obsrywając wózek, przewijak lub mnie - zależy gdzie się aktualnie znajduje. A zawartość pieluchy bardziej przypomina zapachem gazy bojowe niż słodkie perfuma. Moje dziecko wrzeszczy czasem jak opętane. A sekundę później uśmiecha się z tak niewinną minką, że aż boje sie pomyśleć co mu siedzi w głowie. I nie, nie tylko chłopcy potrafią osikać matkę kiedy akurat pieluszkę im zmienia. Dziewczynki też mają taką umiejętność. Doświadczyłam na własnej skórze kilka razy. Karmienie piersią boli. Cholernie boli. Zwłaszcza kiedy mały ssak rzuca się przy cycku nie wypuszczając go z buzi. Albo gdy nagle najdzie go ochota na szczypanie bezzębną szczęką mojego sutka. Takiego bólu nie życzę nikomu. Ah, i jeszcze wystawianie dzieciora "na spacer" na ogródek to norma. Ono się wietrzy a ja w końcu mam czas napić się gorącej herbaty, albo zjeść obiad, albo najzwyczajniej w świecie poleżeć do góry brzuchem (który nota bene nadal wygląda jakbym w ciąży była...). Czas dobiegu z kuchni na ogródek zajmuje minutę. Jak wózek stoi pod oknem to nawet zdążę przed histerią z serii "nigdy nie jadłam". I jeszcze jedno. W moim świecie dziecko nie ma wstępu do naszej sypialni. Nie ma wstępu do małżeńskiego łóżka. Ma swoje łóżeczko, w swoim pokoju. I tam śpi od pierwszej nocy.
W moim świecie zdarza mi się myśleć, że najchętniej zamknęłabym to wrzeszczące od kilkudziesięciu minut dziecko w piwnicy, a sama z rozkoszą słuchała darcia mordy jakiegoś heavy metalowca bo i tak byłyby to przyjemniejsze dźwięki dla moich uszu... W moim świecie matka ma prawo powiedzieć głośno, że czasem ma dosyć, że nie sądziła, że macierzyństwo jest takie wyczerpujące, że ten mały człowiek jest czasem po prostu wkurzający.
I w niczym nie odbiera jej to tytułu "najlepsza matka dla swojego dziecka". Bo okazywanie także tych złych emocji nie oznacza braku miłości.
A mam wrażenie, że od matek wymaga się wiecznego zadowolenia, świergolenia i dziubdziania. Wymaga się męczeństwa i heroizmu. Wymaga się rezygnacji z bycia sobą. Zamiast autentyczności powinien być lukier. Matka w oczach wielu nieustannie powinna rzygać tęczą na widok swojego dziecka. Szczerze? Czasem chce się rzygać ze zmęczenia po kolejnym wstawaniu w nocy, po kolejnych godzinach noszenia na rękach tych kilku kilogramów - bo kolka, bo brzuszek, bo ból istnienia tego małego człowieka jest przeogromny.
Nie jestem typową Matką Polką Męczennicą. Z premedytacją czasem zostawiam dziecko babci. Bo wtedy nawet wspólne z mężem wyjście na zakupy jest ekscytującym doświadczeniem.
Kocham moje dziecko najbardziej na świecie. I nikomu nie pozwolę powiedzieć, że jest inaczej. Kocham je jednak zdroworozsądkowo. Decyzyjnie. Kocham je chociaż widzę trudności jakie z tą miłością są związane. Różowe okulary mnie nie przekonują.

środa, 10 sierpnia 2016

Równouprawnienie

Równouprawnienia dla mężczyzn żądam! Bezlukrowa miała wczoraj zaplanowaną dłuższą wizytę w szpitalu. No wiecie poradnia specjalistyczna, pobieranie krwi itp... Nieistotne. No ale wracając do tematu...
Rozmawiam z kilkoma osobami i mówię, że 7 tygodniowe dziecko z tatą w domu zostawiłam i jaka jest reakcja:
- a nie boisz się? (jasne, że się boje... zwłaszcza tego, że mi się spodoba takie samotne wychodzenie i będę chciała częściej :) )
- ale babcia mu przyjdzie pomóc? (tak, i sąsiadka i jeszcze moją mamę ściągnę z drugiego końca Polski na wszelki wypadek...)
- ale jak on sobie da radę z takim maluchem? (hm.. tego nie przewidziałam... mogłam jednak poczekać z tą PILNĄ wizytą jeszcze ze trzy lata...)
- a co jak mała zgłodnieje? (bigos, kaszanka, flaki... od zawsze wiadomo, że to jest smaczniejsze niż ściągnięte mleko mamy...)
- i będzie umiał ją przebrać? (a po co? przecież oznaczenia na pieluszkach 3-5kg nie oznaczają wagi dziecka tylko ilość kupki, która można tam magazynować...)

Czasem mam wrażenie, że niektóre kobiety traktują mężczyzn jak jakichś niepełnowartościowych rodziców! Albo myślą, że jak facet to tylko do łopaty się nadaje.
Uwaga! Odkrycie stulecia! Mężczyzna potrafi równie dobrze zająć się dzieckiem co kobieta. Potrafi przebrać, uśpić, zabawić, wziąć na spacer... Ba, potrafi nawet nakarmić.Tu potrzebna jest oczywiście współpraca czyli pozostawienie mleka jeśli się karmi piersią. Jeśli karmi się mlekiem modyfikowanym to mężczyzna potrafi je rozrobić. Serio. Widziałam kiedyś na własne oczy!
I powiem coś jeszcze. U nas najlepiej kąpie tatuś. Dziecko się luzuje i wygląda jak po miesięcznych wczasach w spa. Jak kąpie mama to po prostu czyste jest i już.
Ojciec nie ma pomagać przy dziecku. On ma się nim pełnoprawnie i pełnowartościowo zajmować. Na równi z matką. Trzeba mu tylko na to pozwolić!

sobota, 6 sierpnia 2016

Szmatomatka

Wiara w ludzkość odzyskana. Wsiadam do autobusu z dzieckiem w chuście i widzę dwie staruszki, które bacznie mi się przyglądają. No nic, znow się nasłucham jaka to wyrodna matka jestem. Że zeza, krzywy kręgosłup, nieumiejętność siedzenia, przegrzanie, wychłodzenie, uduszenie dziecku serwuje...
Tym razem komentarz padł nie do mnie ale do współtowarzyszki podróży...
-Ty, Stasia, to musi być strasznie niewygodne dla tego maleństwa, tak dziecko męczyć...
- Teresa, ale Ty głupia jesteś! Teraz tak się dzieci nosi. One to uwielbiają. Takie opatulone czują się jak w łonie matki. Weź ty się dokształć trochę a nie jak moher się zachowuj. Widać, że wnuków nie masz...
A później juz bezpośrednio do mnie: Jakie słodkie maleństwo. Niech się pani nie przejmuje. Ludzie to tylko narzekać potrafią. Proszę nosić jak najwięcej. Moja córka tez chustuje. Super sprawa. Nie musi wózka na 4 pietro wnosić...

czwartek, 4 sierpnia 2016

Pierś do przodu

Najtrudniejszy był ten pierwszy raz. Stres. Strach. Pośpiech. I nerwy bo dziecko się rzuca i wije. Nie odpuściłam. Powiedziałam sobie "Kobieto! Ona jest głodna. Nie ogarnia tego, że jesteście na spacerze. Jedyne czego chce to jeść. I kompletnie nie przemawia do niej twoje gadanie, że niedługo wrócicie do domu. Chce jeść teraz. Natychmiast!".
Więc zrobiłyśmy podejście drugie. Spokojniej. Bez wyrzutów sumienia, że "wyciągam cyca" w miejscu publicznym, bez zastanawiania się czy ktoś za chwilę powie mi, że obrażam jego uczucia estetyczne, religijne czy cholera wie jakie jeszcze. Spokojnie siadłam przy ścianie, obróciłam się tyłkiem do chodzących ludzi i przystawiłam dziecko do piersi. Uspokoiła się. Ja też się uspokoiłam. Nikt nie krzyczał, nikt nie komentował. Ba! Nawet usłyszałam, że takie słodkie maleństwo je sobie z cycusia. Matka córce tłumaczyła dlaczego ta pani siedzi w kącie i próbuje nie pokazać za wiele.
Później było już łatwiej. Nie, nadal nie lubię karmić w miejscach publicznych. Wolę swoją kanapę i wygodną poduszkę. Tylko, że z takim maluchem nie da się inaczej. Znaczy da się. Wystarczy nie wychodzić z domu na dłużej niż 10 minut. Dzieci z piersi jedzą. Ale też piją. Zwłaszcza w takie upały częściej domagają się cycusia. Nie będę przykrywać się pieluchą czy też specjalnie zaprojektowanym w tym celu dyskretnikiem. Serio! Ktoś coś takiego zaprojektował i sprzedaje za miliony monet. Kawał szmaty zakładany przez głowę do osłaniania się podczas karmienia... Nie będę się osłaniać z jednego prostego powodu. Dziecku jest wtedy gorąco. Ostatnio głośno jest o kampanii zniechęcającej do przykrywania wózka pieluchą bo dziecko jak w termosie się wtedy czuje. Akcja słuszna. Podczas karmienia piersią dziecko grzeje się nie tylko od temperatury otoczenia ale również od ciała matki. Nie będę mu odbierać swobody oddychania i możliwości choćby lekkiego wiatru na ciele. Nie wywalam cyca ostentacyjnie żeby wszyscy mogli go podziwiać bo... no szczerze, to szału nie ma :) Jakoś nie skoczyły mi cycki o 3 rozmiary jak zapowiadali że będzie...
Karmiłam na spacerze, na uczelni i na schodach Kościoła. Nikt się nie oburzał. Nikt od bezbożniczek nie wyzywał. Nikt o niecne zamiary poderwania cudzego męża nie posądził.. Karmiłam. Karmię. Będę karmić piersią tak długo jak tylko się da. Zdrowie mojego dziecka jest dla mnie najważniejsze. I wygoda. Pokarm mam zawsze przy sobie

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Czas mija

Sześć tygodni za nami. Dokładnie o 14.45 na świat przyszło to drące się wniebogłosy maleństwo. To był dobry znak. Na ten krzyk tak bardzo czekałam. Poród zaczął się niespodziewanie w 34 tygodniu ciąży więc tak naprawdę to dopiero teraz powinna się pojawić po tej stronie brzucha. Radość mieszała się z przerażeniem. Czy z nią wszystko dobrze? Czy to nie za wcześnie? Jak ja dam sobie z tym wszystkim radę? Jak poradzimy sobie w tej nowej sytuacji. Porodu nie wspominam. Z jednej strony cała sytuacja była wyjątkowo komiczna. Poszłam na kontrolę do poradni przyszpitalnej, siadłam na fotelu i podczas badania zalałam lekarza odchodzącymi wodami płodowymi... Jak w amerykańskim filmie. Później akcja działa się zastraszająco szybko. Nagle ktoś przyjechał z łóżkiem, ktoś mnie rozebrał i ubrał w seksi wdzianko wiązane z przodu na kilka kokardek, ktoś podał telefon żebym mogła zadzwonić po męża. Ponieważ mała chciała rodzić się już w 28 tygodniu to miałam założony szew okrężny na szyjce. Teraz należało NATYCHMIAST go zdjąć żeby mnie nie rozerwało w środku. Po przecięciu szwu: 7 cm rozwarcia. Lekarze poszli. Od tej chwili byłam zdana tylko na położne. I tu skończyło się wszystko co dobre i co warto wspominać z porodówki. No może jeszcze nieocenione wsparcie jedynej osoby, która przejmowała się moim losem czyli mojego kochanego męża, który cudem został do mnie wpuszczony...
Ten maleńki tobołek został mi położony na brzuchu dosłownie na kilka chwil. A później wylądował w inkubatorze. A ja na sali z dziewczynami z dziećmi przy boku. To było najgorsze. Ryczałam. Nie z bólu. Z tęsknoty za tym małym człowieczkiem. Nie mogłam do niej pójść bo nie potrafiłam jeszcze wstać z łóżka. Nie mogłam też patrzeć na te małe brzdące przytulające się do moich towarzyszek z pokoju.
A dziś mija 6 tygodni. Kocham tego malucha najbardziej na świecie. Czasem mam dość. Czasem nie mam sił i czuję się jak zombi. Ale dajemy radę. Nie chcę być matka idealną. Chcę być matka kochającą.