Jeszcze kiedy byłam w ciąży i przeglądałam internet (no dobra...
plotkarskie strony typu pudelek.pl, kozaczek.pl czy jakiś inny kalosz)
to zastanawiałam się jak to możliwe, że celebrytki (czyli osoby znane z
tego, że są znane ;)
) tak szybko wracają do formy sprzed ciąży... I jest sobie taka
gwiazdka, która dopiero co urodziła dziecko a wygląda jakby w ciąży
nigdy nie była... Piękny umięśniony brzuszek w dwa tygodnie po porodzie,
fryzura prosto z salonu i tipsy o zabójczej długości...
I patrzę na siebie... Brzuch jak w trzecim miesiącu, włosy związane w
kucyk bo dziecię lubi chwytać i wyrywać matczyne loki a uścisk w tym
przypadku ma jak Pudzian... Paznokcie krótkie żeby wierzgającego
dzieciora nie podrapać - wystarczy, że sam sobie buźkę rysuje bo matka
jakoś niezdarnie jej manikiur zrobiła bojąc się, że razem z pazurami
palce utnie...
I patrzę czasem na inne świeżo upieczone mamusie - a
okazji sporo jak się na oddziale położniczym bywa - że czasem trudno
odróżnić, która przed, a która po porodzie, bo okazuje się, że ta
piłeczka nie wchłania się w magiczny sposób razem z wypchnięciem dziecka
na świat...
I uśmiecham się sama do siebie, bo choć idealna na
prawno nie jestem to przynajmniej szczęśliwa. Dziecię do cyca przyssane
coraz bardziej mięśnie rąk obciąża - może przynajmniej biceps sobie
wyrobię ;)
A jedyny moment kiedy kryzys przychodzi to gdy przy otwartej szafie
staję i stwierdzam, że nie mam w co się ubrać. Ciążowe ubrania z tyłka
spadają a przedciążowe jeszcze na niego wciągnąć trudno..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz