czwartek, 18 maja 2017

Matka polka z dyplomem

Już kiedy byłam w ciąży czytałam bardzo dużo na temat pielęgnacji niemowląt. Ba, ja wręcz uważałam się za eksperta w tej dziedzinie. Tak samo jak w kwestii wychowania, nauki poprzez zabawę i kreatywnego spędzania czasu. O psychologii dziecka już nie wspominając. Uważałam, że jestem przygotowana na każdą okoliczność. Dyplom z macierzyństwa teoretycznego miałabym z wyróżnieniem. Strasznie mnie irytowało, że mój mąż podchodzi to tego w zupełnie inny sposób. Twierdził, że jakoś to przecież będzie. Już na porodówce okazało się, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej niż piszą w książkach. Z każdym kolejnym skurczem docierało do mnie, że wizja porodu jako przeżycia orgazmicznego, o którym czytałam to jedna wielka ściema, że zamiast zalecanego wspólnego z mężem oddychania to marzyłam o tym żeby oddychać przestał bo dźwięk wydychanego przez niego powietrza przywoływał u mnie mordercze instynkty. Do tej pory nie wiem dlaczego, ale był to najbardziej irytujący dźwięk na świecie!

Później nadchodziły kolejne rozczarowania... Ubieranie lalki na szkole rodzenia to był pikuś w porównaniu z ubraniem tego maleńkiego człowieka, na którego rozmiar ubranek 50 był za duży...
Po powrocie do domu największym wyzwaniem była kąpiel. I chociaż nadal w głowie pojawiały się myśli, że ja na pewno zrobiłabym to lepiej (bo przecież oglądałam kilkadziesiąt filmików na youtube) to z nieukrywaną radością zgodziłam się na propozycję Męża, że on się tym zajmie. Serce biło mi jak oszalałe kiedy widziałam jego ogromne dłonie, które chwytają to malutkie ciałko i wkładają je do...miski zamiast do wanienki! Bezlukrątko było tak malutkie, że przez pierwsze półtora miesiąca spokojnie się tam mieściło. Od tamtego momentu było jasne - kąpie Tata! Od tamtego czasu dużo się zmieniło. Dzisiaj Bezlukrątko ledwo się mieści w największą wanienkę ale nadal kąpie Tata. Czasem kiedy muszę przejąć to zajęcie to wyraźnie widzę, że ze mną ona się po prostu myje. Z kąpieli z Nim wychodzi zrelaksowana jak po tygodniowym pobycie w spa.

Bardzo się ucieszyłam, że dostaliśmy do przetestowania do firmy Canpol Babies zestaw pielęgnacyjny w postaci ręcznika i aspiratora do nosa, ponieważ mogłam dzięki temu uczestniczyć w tych ich wieczornych rytuałach. Przyglądać się im z boku. Patrzeć na tą więź jaka ich łączy i cieszyć się, że dyplom matki polki schowałam do kieszeni i pozwoliłam Mężowi przejąć niektóre czynności.

Moje wrażenia? Bardzo pozytywne. Ręcznik jest wykonany z naprawdę miękkiej bawełny i ma ogromny kapturek pozwalający porządnie zapatulić wykąpanego malucha. Ręcznik wielokrotnie towarzyszył nam na basenie więc naprawdę zdał ten test wyróżniająco. Oprócz tego nawet po wielokrotnym praniu nic nie stracił ze swojej chłonności i miękkości. I co dla mnie ważne - mimo, że jest naprawdę gruby to bardzo szybko wysycha.  Myślę, że jeszcze długo nam posłuży.

Jeżeli chodzi o aspirator do noska to długo nie miałam okazji żeby go użyć. Co w sumie było bardzo pozytywnym objawem bo znaczyło, że dziecko nie ma kataru. Nadszedł jednak dzień kiedy nosek się zatkał. Nie wiem czy od zmian pogody czy od zębów ale w nosie pojawił się wielki glut. Do tej pory w takich sytuacjach używaliśmy wody morskiej i gruszki do nosa. Teraz nadeszła okazja, żeby wypróbować aspirator.
Najpierw pojawił się opór psychiczny i pytanie czy aby na prawno gile nie zostaną przez nas połknięte. Na szczęście cała konstrukcja jest tak przemyślana, że nic takiego nie ma szansy się stać. Uff, pierwsza próba zakończyła się sukcesem. Dziecko było szczęśliwe bo mogło oddychać a my odetchnęliśmy z ulgą. I powiem wam szczerze, że mimo iż jestem zadowolona z działania tego aspiratora to mam nadzieję, że nie będę musiała go za często używać :)

Ciesze się, że już dawno zrozumiałam, że nie jestem we wszystkim najlepsza. I że wcale nie muszę być. Dla dziecka najważniejsze jest to, że ktoś się o nie troszczy i dla niego zawsze będzie to najlepiej zrobione. Czasami warto schować do kieszeni swoje wygórowane oczekiwania, teoretyzowanie i myślenie, że jest się niezastąpionym. Mama i Tata się różnią. I o to właśnie w tym wszystkim chodzi - żeby się uzupełniać a nie zastępować!

Wpis powstał we współpracy z firmą Canpol Babies w ramach projektu blogosfera. Jeżeli piszesz bloga i chcesz testować produkty lub organizować konkursy to też się tam zarejestruj :)

pozdrawiam
Matka bez lukru
--------
Dziękuję za odwiedziny! Jeżeli post Ci się podobał to zachęcam do komentowania
Jeśli chcesz być na bieżąco z moimi wpisami to zapraszam na mój profil na FB
lub na Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz