czwartek, 12 stycznia 2017

Jak być matką ogarniętą?

Trzeba znaleźć sposób, żeby przetrwać i nie zwariować. O siwienie się nie martwię bo włosy farbuje od piętnastego roku życia, więc i tak widać nie będzie :)
Wiecie, ostatnio kompletnie nie ogarniam tego co się dzieje. Praktycznie codziennie jakaś wizyta lekarska lub rehabilitacyjna. Czuję się bardziej zalatana niż w czasach studiów kiedy pracowałam, imprezowałam, działałam w wolontariacie, organizowałam koncerty i nawet zdarzało mi się pokazać na uczelni :) Wtedy jednak miałam swoją ulubiona wielką torebkę i mieściło się tam wszystko. Dosłownie. Czasem obok szminki był śrubokręt i kombinerki :)
Odkąd zostałam mamą swoja wielką ulubioną torebkę wrzuciłam do szafy i wyciągam bardzo rzadko. Zamieniłam ją na inną wielką torebkę. Torbę od wózka. I tam też jest wszystko. Zwłaszcza kiedy zimą idziemy do przychodni gdzie nie ma wygodnego miejsca żeby się rozebrać i ubrać. Wtedy oprócz standardowej zawartości lądują tam jeszcze czapki, szaliki, rękawiczki, kombinezon Bezlukrątka, oraz zawartość kieszeni mojej kurtki czyli w najbardziej okrojonej wersji: portfel, telefon i klucze od domu. Plus musi się tam jeszcze zmieścić książeczka zdrowia Młodej. Kompletny chaos. A najgorzej kiedy wszystkie niezbędne rzeczy trzeba nagle przepakować do innej torby bo idziemy na basen! Już nie wspomnę o tych nielicznych chwilach kiedy matka chce się poczuć jak kobieta i wyjmuje swoją wielką torbę z szafy i próbuje upchnąć tam wszystko co potrzebne jej i dziecku. Czasem wydaje mi się, że w takich przypadkach najlepsza byłaby walizka na kółkach. Tylko jak wtedy pchać wózek?

Główkowałam, pakowałam, wyciągałam, wkładałam i marudziłam okrutnie aż w końcu powstał ON! Podręczny niezbędnik, który będę mogła ogarnąć jedną ręką i który będę mogła przerzucać z torby do torby jeśli zajdzie taka potrzeba! Jest to tak zwany "zestaw naprawczy" :) Testowałam różne sposoby pakowania: kosmetyczki, dodatkowe torby, nerki (one są super na krótki spacer z chustą)... I najlepiej sprawdził się... zwykły woreczek strunowy.


W środku znajdują się wszystko co potrzeba, żeby ogarnąć dziecko w każdej sytuacji:
1. Pielucha tetrowa (zastosowań nie trzeba przedstawiać prawda? Począwszy od położenia dziecka, poprzez wycieranie non stop zaślinionej paszczy, a na ratowaniu ubrania przed zarzyganiem po jedzeniu skończywszy...)
2. Mata do przewijania (no dobra... mata zajmuje za dużo miejsca. Ale idealnie zastępuje ją pieluszka z ceratką. Chroni dupkę przed zmarznięciem a podłoże przed zasikaniem. Działa? Działa, więc po co nosić dodatkowy przewijak?)
3. Chusteczki nawilżane (opakowanie chusteczek w wersji mini pozwala zaoszczędzić sporo miejsca. W domu stosujemy wodę i płatki kosmetyczne więc stosujemy je tylko podczas wyjść)
4. Krem na każdą pogodę (do smarowania buźki przed wyjściem na dwór po rehabilitacji czy basenie. Zwykle zmieniamy wtedy pieluszkę więc ma tu swoje zasłużone miejsce i na pewno nie zapomnę go użyć - zwłaszcza, że nie mam nawyku kremowania siebie)
5. Patyczki kosmetyczne (idealne do suszenia uszu po basenie ale i do higieny wszelkich trudno dostępnych miejsc, zwłaszcza jak w pieluszce pojawi się "grubsza" sprawa :) )
6. Czyste pieluszki (max trzy sztuki - inaczej przestanie być to podręczne opakowanie)
7. Worki na zużyte pieluchy (w większości miejsc, do których chodzimy znajduje się napis "Prosimy zabierać zużyte pampersy ze sobą" - jakoś trzeba je bezpiecznie przetransportować. Zresztą nawet u znajomych nie zostawiłabym w koszu na śmieci niezabezpieczonego pampersa, który stanowi istną bombę biologiczną o sile rażenia zapachem do kilku metrów :) )

I tu mój hit sezonu i odkrycie na miarę nobla. Jako worki na zużyte pieluchy idealnie sprawdzają się... worki na psie kupy. Kilka rolek kupiłam za 6 złotych w sklepie zoologicznym! Tadam! Rolka kilkunastu sztuk zajmuje naprawdę mało miejsca i nie trzeba pamiętać, żeby zabierać ze sobą jakiś woreczek czy reklamówkę! A cenowo wychodzi podobnie jak specjalne worki na zużyte pieluchy pakowane w bardziej miejscochłonny sposób :)

Kiedy więc potrzebuję się przepakować to chwytam swój "zestaw naprawczy" i przerzucam go do odpowiedniej torby. Najlepsze jest jednak to, że kiedy potrzebuję ogarnąć dzieciora to nie muszę już szukać potrzebnych mi rzeczy pośród wszystkich gratów, które znajdują się w torbie. Po prostu wyjmuje wszystko co potrzeba jednym ruchem.


Inny by się chwalił - ja tylko mówię. Jaka ja jestem z siebie dumna :) Wiem, że temat banalny ale może jednak komuś pomoże :)




pozdrawiam 
Matka bez lukru
--------
Dziękuję za odwiedziny! Jeżeli post Ci się podobał to zachęcam do komentowania tutaj albo na moim profilu na FB

2 komentarze:

  1. Sama to u siebie zastosuję. Jesteś genialna:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pieluszki z ceratką nie miałam przy pierwszym dziecku i żałuję. Teraz zaopatrzyłam się w to cudo.

    OdpowiedzUsuń