piątek, 20 stycznia 2017
Wspomaganie rozwoju dziecka
Osoby, które zaglądają tu częściej pewnie już wiedzą, że moje dziecko chodzi na rehabilitacje. Urodziła się jako wcześniak, w stresie mocno zaciska piąstki i ma lekką asymetrię. Moim zdaniem rozwija się prawidłowo w swoim własnym tempie i wyraźnie widzę, że co jakiś czas zdobywa nowe umiejętności. Istnieją jednak pewne podręcznikowe widełki mówiące o tym kiedy i co dziecko powinno potrafić. A jeśli nie potrafi, to zaczyna się straszenie rodziców, że dziecko opóźnione, że źle się rozwija, że na pewno coś jest z nim nie tak. Zresztą my, matki, same potrafimy sobie takie rzeczy wkręcić. Bo syn kuzynki to w tym wieku już siedział. A córka pani Jadzi to już chodziła. A dziecko sąsiadki wujka Kazia to tabliczkę mnożenia po rosyjsku znało zanim skończyło siedem miesięcy :) A tak serio to jednak porównujemy z innymi. Czasem z niepokojem a czasem żeby się uspokoić, że jednak wszystko jest ok!
Ostatnio miałam ze swoją niespełna siemiomiesięczną córką wizytę u psychologa (w ramach programu rehabilitacyjnego) i już po 3 minutach wiedziałam, że się z panią doktor nie dogadam. Powiem tylko, że cała wizyta zasługuje na osobny post. Od wejścia do gabinetu moje dziecko brało udział w teście. Teście kompetencji społecznych i umiejętności miękkich. Pani skrupulatnie zaznaczała na kartce różne rzeczy. A ja po tych wspomnianych trzech minutach powiedziałam jej, że takie testy są krzywdzące dla dzieci, kompletnie nie reprezentatywne i niesprawiedliwe. I nie, nie dlatego, że Bezlukrątko wypadało źle. Wręcz przeciwnie - uśmiechała się, rozglądała po gabinecie, reagowała na zaczepki lekarki, bawiła się rączkami i spokojnie siedziała na kolanach. Skąd więc ta moja oburzenie? Otóż Młoda była właśnie po drzemce i jedzeniu, więc w świetnym humorze. Gdyby jednak wizyta była choćby pół godziny później to byłoby to zupełnie inne dziecko. A papier przyjmuje tylko suche obserwacje, które są później przekazywane do kolejnych lekarzy. I zastanawiam się ile dzieci ma zaniżoną ocenę tylko dlatego, że były głodne. Albo zmęczone. A o to drugie nie trudno bo wizyty są w naprawdę nieludzkich godzinach jak dla takich maluchów. My byliśmy na 17.30 czyli prawie w nocy... Pani doktor lekko się obruszyła, że zwracam jej uwagę i od razu zapytała gdzie pracuje. Gdy przyznałam się, że na uczelni to stwierdziła "No i wszystko jasne. Normalnie rodzice nie komentują wszystkiego już od wejścia" i przeszła do następnego punktu czyli psychoanaliza matki...
Kiedy patrzę na tego małego brzdąca, który od przedwczoraj zafascynowany jest kolejną zdobyta umiejętnością: ściąganiem skarpetek, to myślę, że dziecku po prostu trzeba dać czas. I warunki do rozwoju. Miejsce dziecka jest na podłodze. Nie w bujaczku, nie na rączkach czy też w chuście/nosidle ale na podłodze. A tuż obok niego jest miejsce dla rodziców. Chciałabym pokazać Wam kilka gadżetów, dzięki którym Bezlukrątko polubiło nowe formy aktywności i ćwiczy swoje umiejętności dotyczące chwytania, leżenia na brzuszku i turlania się. A z tym mieliśmy właśnie największy problem.
1. Piankowe puzzle
Kupiłam je po pierwszych zajęciach z rehabilitantem. I nie dlatego, że mi je polecał. Kupiłam je, ponieważ zobaczyłam jak bardzo ograniczam własne dziecko kładąc je na koc czy też matę. Okazało się, że obie te powierzchnie są zbyt śliskie i dziecko mi się "rozjeżdża", a przez to wkurza i płacze. Puzzle mają tępą powierzchnie i dają stabilne oparcie dla małych raczek i nóżek. Bezlukrątko uwielbia się na nich bawić bo czuje się stabilne. A to co na kocu było wierzganiem nogami na puzzlach okazało się być próba podnoszenia dupki do raczkowania. Kolejną zaletą puzzli jest dobra izolacja termiczna. Są naprawdę ciepłe co jest odczuwalne także dla mnie. Myślę, że sprawdzą się także przy nauce raczkowania i stawianiu pierwszych kroków. Cóż, podłogi w domu mam śliskie. Czyli niezbyt sprzyjające przemieszczaniu się kogoś, kto jeszcze nie do końca ogarnia jak to zrobić. A że można je układać w dowolny kształt to może z nich powstać fajna ścieżka spacerowa.Obawiałam się, że będą śmierdziały plastikiem albo gumą - nic takiego nie miało miejsca.
2. Grzechotki przystosowane do małych łapek
Tu osobiście polecam zabawki firmy BabyOno: Grzechotka Kula i Grzechotka Hantelek. Są idealnie dopasowane do małych rączek, które dopiero uczą się łapać. I według mnie mają optymalny kształt. Są cienkie i lekkie. I można nimi kręcić - a to ważne do rozwoju małej motoryki. Na początku to ja trzymałam grzechotkę a Ona tylko kręciła kulkę. Z czasem nauczyła się sama chwytać zabawkę jedną ręką, a drugą kręcić kule. Próbowała powtarzać ta czynność z innymi zabawkami ale są dla niej zbyt masywne lub zbyt ciężkie.
To po te zabawki Bezlukrątko pierwszy raz wyciągnęło rączki podczas leżenia na brzuchu. I to nimi potrafi bawić się sama przez kilka minut. Ich dużą zaleta jest też lekkość. Ułatwiająca podnoszenie ale i... powodująca, że zabawka łatwo się przesuwa i "ucieka od dziecka". A to zmusza je do próby przemieszczania.
Grzechotki były jednym z najczęściej przynoszonych nam prezentów. Mamy ich całe mnóstwo... Ale właśnie te stały się ulubionymi zarówno nas jak i przede wszystkim Dzieciora. Jak dla mnie najlepiej ćwiczą chwyt dłoni oraz przekładanie przedmiotów z rączki do rączki.
Moim najnowszym odkryciem jest też Grzechotko-gryzaczek z Żyrafą firmy Canpol. Ciekawe kształty oraz intensywne kolory przyciągają uwagę dziecka. Ruchome elementy zachęcają do zabawy, turlania i kręcenia sie. A to jest coś co moje dziecko ostatnio lubi najbardziej. Różne stopnie twardości pierścieni wspaniale nadają się do ciamkania i drapania sobie dziąseł zmaltretowanych przez próbujące się wydostać jedynki.
3. Skarpetki
To najnowsze odkrycie Bezlukrątka. Ściąganie ich sprawia mu niesamowitą frajdę.Najlepsze są te różnokolorowe, mocno kontrastowe. I chociaż wygodniej byłoby założyć jej półśpiochy i nie musieć co chwilę naciągać skarpety na lodowata stópkę to... wiem, że sprawia jej to niesamowita radość i zmusza do gimnastyki. Przez zabawę do rozwoju.
4. Rodzice I to chyba najważniejszy element tej wyliczanki. Jak ktoś myśli, że super ekstra gadżety są w stanie zastąpić robiącego z siebie pajaca rodzica - błąd! Nic tak nie wspomaga leżenia na brzuchu jak leżący obok rodzic. Cóż, trzeba zniżyć się do poziomu podłogi, wyjąć z tyłka kijek powagi i pozwolić sobie na odrobinę zdziecinnienia. Gwarantowana dobra zabawa i radość na twarzy dziecka. Turlaj się z nim. Baw się. Wydawaj dziwne dźwięki. Strój głupie miny. Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa i fantazji. Śpiewaj nawet jeśli fałszujesz. Dla twojego dziecka nie ma piękniejszej muzyki niż ta tworzona przez ciebie. Tańczcie, kręćcie się w kółko i zróbcie zabawę z ćwiczeń.
Czytałam ostatnio artykuł mówiący o tym, że najprzyjemniejszym dźwiękiem dla dziecka jest ludzki głos. A w przypadku wcześniaków głos matki działa jak lekarstwo. Były nawet prowadzone badania, w których udowodniono, że dzieci, którym odtwarzano przez całą dobę nagrany głos matki wracały do zdrowia o wiele szybciej niż te, które słyszały tylko dźwięki dochodzące tylko ze szpitalnej aparatury.
Bawcie się w gimnastykę. Bawcie się w odkrywanie nowych sposobów. W momencie kryzysowym, kiedy Bezlukrątko nie wytrzymywało na brzuchu dłużej niż 5 sekund, razem z nim na brzuchu leżały wszystkie zabawki. I wszyscy domownicy. I nawet odwiedzający nas goście. I udało się! Leżenie na brzuchu zostało pokochane!
Także tego, no.. Nic nie zastąpi rodzica!
ps. wpis nie jest sponsorowany :) Dzielę się z Wami tym co sprawdziło się u nas. Ot tak, z dobrego serca i czystych intencji :) Chciałam pokazać Wam mój subiektywny przegląd rzeczy, które bardzo nam pomogły w rozwoju Bezlukrątka.
Poradę tą można znaleźć również na stronie Canpol Babies - mamy radzą
pozdrawiam
Matka bez lukru
--------
Dziękuję za odwiedziny! Jeżeli post Ci się podobał to zachęcam do komentowania tutaj albo na moim profilu na FB
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz