czwartek, 16 lutego 2017

Rozszerzanie diety według Matki bez lukru

Kiedyś musiał nadejść ten moment. Z jednej strony czekałam na niego z niecierpliwością, bo to kolejne doświadczenie, a z drugiej z lekką obawą, ponieważ dużo się nasłuchałam o dramatach jakie mają wtedy miejsce. Karmienie piersią nie jest moim ulubionym zajęciem. Robię to już prawie osiem miesięcy, a nadal nie sprawia mi orgazmicznej rozkoszy jak niektórym mamuśkom na forach i grupach wsparcia. Karmię, bo wiem, że jest to najlepsze co mogę dać swojemu dziecku. Karmię, bo jest to wygodne i jedzenie jest zawsze pod ręką. No dobra, pod cyckiem w sumie :) I karmić będę tak długo jak się da. Chciałam Was jednak zaprosić na nowy post. Dziś o tym jak rozszerzałam dziecku dietę.



Nadszedł jednak czas na wprowadzanie nowych smaków. Zwłaszcza, że na karku czuje groźny oddech potwora, który nazywa się anemia. Moje dziecko jest nią zagrożone z racji wcześniactwa. Przez jakiś czas musiałam podawać jej preparaty żelaza co miało opłakane skutki w postaci mega, hiper zaparć. Nie polecam!

Już będąc w ciąży byłam zafascynowana BLW (Bobas lubi wybór) czyli podawaniem dziecku jedzenia do ręki, z pominięciem zmiksowanych brei przypominających gluty, a nie normalne jedzenie. Oczyma wyobraźni widziałam swoje dziecko jedzące brokuły, pierogi i pizze. Bo strasznie kręciło mnie to, że w tej metodzie dziecko je razem z nami. To samo co mu. W takiej samej formie. I nie ukrywam - moje lenistwo też się tu odzywało. Brak konieczności przygotowywania osobnych posiłków dla tego małego człowieka jest kuszący...

Minął szósty miesiąc życia, a młoda nadal zaciśnięte pięści... O swobodnym siedzeniu nawet nie marzy... Jedyne co, to gapi się tymi swoimi wielkimi oczyskami na nasze jedzenie i liczy każdy nasz kęs... I co tu zrobić? Przede wszystkim kupiłam dobre krzesełko do karmienia takiego smyka. Co to znaczy dobre? Takie, które spełniało wszystkie moje aż trzy oczekiwania. Po pierwsze miało być wyprodukowane w Polsce - taka ze mnie lokalna patriotka, kupuje polskie produkty kiedy tylko się da. Po drugie miało nie kosztować milionów monet. A po trzecie miało mieć możliwość regulowania oparcia do pozycji leżaczka. Dlaczego? Bo Bezlukrątko jeszcze nie siedzi. Więc jest karmiona w pozycji minimalnie odchylonej do tyłu (tak, żeby nie obciążała sobie kości ogonowej) a w czasie czekania na jedzenie leży tak jak w leżaczku.  A że przy okazji ma super soczysty zielony kolor to inna bajka.

Postanowiłam połączyć dwie metody rozszerzania diety swojego dziecka. BLW i karmienie łyżeczką. Jak to zrobiłam? Na początku podawałam małej pojedyncze, rozgniecione widelcem warzywa. Najpierw ziemniak, potem brokuł, później kalafior. Nigdy jednak nie gotowałam ich specjalnie dla niej. Wyławiałam z zupy, którą akurat my jedliśmy na obiad. Bałam się jak zareaguje na nowy smak. Zupełnie niepotrzebnie. Moje dziecko jest żarłaczem ogromnym i po dwóch czy trzech łyżeczkach, zawsze była awantura o więcej. Wtedy stwierdziłam, że mam zielone światło na dalsze eksperymenty kulinarne. Rozpoczął się etap łączenia smaków. Czyli ziemniaki z odrobiną marchewki (malutko bo gotowana marchewka ma działanie zapierające!). Znów podziałało.

Nie trzymałam się wytycznych podawanych w książkach, ze przez kilka dni ziemniak, potem kilka dni brokuł... Tu kierowałam się bardziej tym co mówi BLW - dziecko je to co reszta rodziny. Po dwóch tygodniach jadła już praktycznie wszystko to co my. Na śniadanie jajko, na obiad ziemniaki z warzywami. Na deser kisiel owocowy. Nadszedł czas na zupy. Zastanawiałam się jak wprowadzić je do jadłospisu i... praktycznie każdą zupę można zmienić na zupe-krem. Część naszej zupy blendowałam z warzywami, żeby była bardziej zawiesista. I do takiej papki dodawałam rozdrobnione widelcem warzywa. Młoda od razu załapała o co chodzi. I nie przeszkadzał jej wyrazisty smak normalnego obiadu. Wręcz to ja jestem bardziej zachowawcza i daje jej małe porcje po których dokładam mleko z cycka. Ona chętnie zjadłaby więcej. Za nami już barszcz czerwony (z ziołami i czosnkiem), fasolowa, kalafiorowa, rosół z makaronem, krupnik, pomidorówka...
Po miesiącu zdecydowałam, że pora na mięso. Wbrew powszechnie panującej modzie na dawanie dziecku kurczaka nafaszerowanego hormonami, my postanowiliśmy dać jej... wołowinę, która ma dużo żelaza. Zrobiłam gulasz. Odrobinę łagodniejszy niż zwykle, ale i tak smaczny i doprawiony. Baezlukrątko dostało swoją porcję obiadu: kaszę gryczaną, odrobinę mięsa (wcześniej je porządnie rozdrobniłam nożem), sos razem z warzywami, które w nim były. Zjadła ze smakiem.

Od tamtej pory podaje jej wszystko to co jemy. No może z wyjątkiem kiszonek i miodu bo uważam, że nie jest to jeszcze dobra pora.

Innym tematem są kaszki. Kaszki dla dzieci dostępne w sklepach mają w składzie mleko modyfikowane. A ja nie chce go podawać dziecku. Więc sama jej gotuje kasze na swoim mleku. Co wieczór ściągam laktatorem porcje mleka. Część zamrażam na przyszłość a część wykorzystuje do kaszki podanej na drugie śniadanie. Za nami już manna, kuskus, kasza jaglana, kasza kukurydziana, kleik ryżowy, płatki ryżowe, płatki jaglane i orkiszowe. Tu potrzebne jest małe ostrzeżenie. Kasze, zwłaszcza ryżowe, mają działanie zapierające. Powinny być gotowane na półpłynnie.

Wraz z rozszerzaniem diety pojawił się stary problem - zaparcia spowodowane zbyt małą ilością płynów w pokarmie. A co za tym idzie - poszukiwanie sposobu na dopajanie dziecka. Bezlukrątko jest bezbutelkowe i bezsmoczkowe. Postanowiłam nauczyć ją pić z doidy cup. I to był strzał w dziesiątkę. Kilka dni temu podałam jej kubek niekapek i też szybko załapała jak to działa, więc mogę jej zabierać picie gdy gdzieś wychodzimy.

Uważam, że mój sposób sprawdza się idealnie. U nas. Każdy powinien znaleźć sposób na własne dziecko. Ja teraz czekam, aż Młoda stabilnie usiądzie to spróbuje podawać jej większe kawałki jedzenia. na razie surowa marchewka, seler naciowy czy duży kawałek jabłka są świetnymi gryzakami.  Dodatkowo podaje jej prawie codziennie surowe jabłko, suszoną śliwkę czy też startą surową marchewkę. Poprawiają one perystaltykę jelit poprzez delikatnie przeczyszczające działanie.




pozdrawiam
Matka bez lukru
--------
Dziękuję za odwiedziny! Jeżeli post Ci się podobał to zachęcam do komentowania tutaj albo na moim profilu na FB

10 komentarzy:

  1. nasz synek też szybko nauczył się pić z kubka niekapka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bałam się, że nie będzie chciała bo odrzuca wszystko co gumowe. Smoczkiem pluła, z butelki pić nie chciała... Nawet logopeda nie mógł jej zbadać bo nie chciała lateksowej rękawiczki zaciągnąć :) Ale z niekapka pije. I o dziwo z bidonu ze słomką przeznaczonego dla rocznych dzieci też pociągnie :)

      Usuń
  2. Ok, ja jestem zielona narazie w tym temacie więc proszę się nie śmiać :D
    kasza na własnym mleku??? pierwsze słysze, troche zszokowana jestem ze tak mozna :) ponoc mleko z kaszą nie ladnie pachnie, jak to jest u ciebie?
    i mam rozumiec ze calkiem ominelas mm?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zupełnie ominęłam mm i bardzo się z tego cieszę. Na mleku matki można robić wszystko: kasze, budynie, deserki i nawet dodane do kawy nieźle smakuje :) Ogólnie jest bardzo zdrowie i mam wiele właściwości nie tylko "pokarmowych" ;) Jakoś tak mentalnie jesteśmy przyzwyczajeni, że pijemy krowie mleko ale ludzie jest o wiele zdrowsze.

      Usuń
  3. Syn łyzeczkowy. Długo nie jadł sam. Córka z łyżeczki i blw. Szybko zaczęła jeść sama. Dzisiaj nadal łącze podawanie pokarmów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też łączę. Karmie ją łyżeczką, ale czasem daje coś twardszego do reki, żeby sobie pościerała ząbki :)

      Usuń
  4. Temat daleko przede mną jeszcze, osobiście nie planuję ani ściśle trzymać się zasad BLW ani karmić jedynie łyżeczką, ani omijać MM. Zamierzam dawać przede wszystkim to co i my będziemy jeść i rozszerzać dietę w taki sposób, ale nie chcę zamykać tego w żadne ramy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest najlepsze podejście :) Dziecko powinno jeść to co dorośli. Ja właśnie też wybrałam z obu sposobów to co mi najlepiej odpowiada. I najważniejsze, że u nas się sprawdza. Powodzenia!

      Usuń
  5. U nas klasyczne BLW zakłóciła kolejna ciąża - nie mogłam już karmić i tym samym uzupełniać braków w jedzeniu córki. Ale dajemy radę. I koniecznie spróbujcie z kiszonym ogórasem - suuuper!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie spróbuję - zwłaszcza, że mamy swoje więc bez wiem co w nich jest :D

      Usuń