środa, 28 czerwca 2017

o macierzyństwie bez lukru

Są takie rzeczy, które potrafi zrozumieć tylko matka. Nikt inny. Postanowiłam z lekkim przymrużeniem oka podsumować pierwszy rok swojego macierzyństwa. Kim się stałam? Co odkryłam? Co mnie zaskoczyło, a co rozczarowało... Ciekawi? To zapraszam do czytania! I koniecznie dajcie znać w komentarzu z czym się utożsamiacie, a które punktu są Wam zupełnie obce.


1. Potrafię żyć bez spania
Znaczy ze spaniem przerywanym. W cyklu najpierw trzygodzinnym. Potem trochę dłuższym lecz nieregularnym. Nigdy nie wiem, kiedy zostanę wezwana przez Jaśnie Panią Córkę. A nawet kiedy śpię to i tak jestem na czuwaniu

2. Matka jest na nieustannym nasłuchu
Zaczęło się już w szpitalu, kiedy dostałam ją pierwszy raz do pokoju. Kiedy spała to nasłuchiwałam czy nie włącza się ten wściekle piszczący materacyk. Włączał się bardzo często. Zawsze kiedy kiedy wyjmowałam dziecko z pojemnika - zapomniałam go wyłączać.... Po powrocie do domy trafiła do swojego łóżeczka, do swojego pokoju więc  nasłuchiwałam czy oddycha. Potem czy płacze bo jest głodna, idą ząbki, zrobiła kupę albo nie potrafi przewrócić się na plecy (a na brzuch jakoś i w śpiworku daje radę!). Teraz nasłuchuje czy sobie mruczy pod nosem i gada po po swojemu po przebudzeniu. Wtedy wiem, że mam jeszcze z 30 minut w łóżku. A żeby było śmieszniej to gdy w końcu przespała całą noc to nasłuchiwałam czy oddycha bo jakoś tak podejrzanie długo była cisza...

3. Analityk medyczny to przy mnie amator
Cóż, nigdy nie przypuszczałam, że każdą dziecięcą kupę będę oglądała z taką dokładnością i pasją, jakby to było jakieś dzieło sztuki. Z prawa na lewo, z lewa na prawo a czasem nawet rozgnieść trzeba. Detektor zapachu także jest włączony przy każdej okazji. Każde odchylenie od normy jest notowane w pamięci, a powody analizowane z trzydniowym czasem oddziaływania.

4. Matka nie choruje...
... a nawet jak choruje to musi być zdrowa. Zaliczyłam jelitówkę. Nie przestałam karmić nawet gdy nie byłam w stanie utrzymać dziecka na ręku. Karmiłam i biegłam do toalety. Starałam się jej nie całować i nie przytulać ale jak wytłumaczyć temu wiercipięcie, że ma jeść na odległość? Dałam radę tylko dzięki wsparciu męża, który przynosił mi ją tylko na karmienie. Choroba ścięła wszystkich tylko nie Bezlukrątko

5. Przychodnia moim drugim domem
W ciągu dwunastu ostatnich miesięcy byłam u lekarzy więcej razy niż przez całe swoje życie! Wielokrotnie odwiedzałam pediatrę, ortopedę, okulistę, neurologa, logopedę, psychologa (wizytę miało dziecko!), rehabilitanta, osteopatę i gastroenterologa. I to wszystko to tylko wymagane minimum, bo moje dziecko NIE choruje!

6. Pierdzioszki i beknięcia są super
ale tylko w wykonaniu niemowlaka. Zrozumie to tylko osoba, której dziecko miało problemy z wypróżnianiem, odbijaniem i kolkami. Za każdym razem kiedy słyszę "PUFF"wydobywające się z pieluchy, oddycham z ulgą, ponieważ wiem, że nie będzie płaczu i wici się z bólu. Tak samo jest z odbijaniem po jedzeniu. Jeśli dziecko zasnęło bez tego, to po około 45 minutach budziło się z wrzaskiem jakby je ktoś ze skóry obdzierał. Swoją drogą - tak, pierdziochy niemowlaka śmierdzą jak wszystkie. To było dość duże zaskoczenie ;)

7.  Ciągle się na coś czeka
Najpierw czekałam na poród i pierwszy płacz. Potem na wzięcie jej w ramiona. Następnie na wyjście do domu, pierwszy uśmiech, samodzielne trzymanie główki, łapanie zabawek, leżenie na brzuszku, pełzanie, siadanie, pierwszy krok... Teraz kiedy ten mały stwór przemieszcza się z prędkością światła w stronę kontaktu, to zastanawiam się co mi nie pasowało w tym, że tak sobie leżała i przesypiała całe dnie :)

8. Żadna ideologia nie zastąpi zdrowego rozsądku
Jest wiele szkół wychowywania dzieci. Rodzicielstwo bliskości, Montessori, BLW... Jeszcze przed narodzinami dziecka planowałam jakim to będę super rodzicem. Bo na wychowywaniu dzieci znałam się już wtedy najlepiej. Zwłaszcza cudzych! Z perspektywy czasu stwierdzam, że nie znam się wcale! Uważam, że  nie można ślepo powielać schematów. Z każdej "szkoły" można wziąć dla siebie to, co wydaje się dobre. I co jesteśmy w stanie udźwignąć psychicznie. Popieram dawanie dziecku do jedzenia tego samego co jem ja ale... nie wyobrażam sobie jej jedzącej jogurt palcami. A raczej nie wyobrażam sobie siebie, sprzątającej cały ten syf, który by przy tym powstał!
Podobnie z RB. Nie wyobrażam sobie wspólnego spania, całego dnia spędzonego z dzieckiem uwieszonym na cycku i ciągłego powtarzania "to takie interesujące co zrobiłaś, masz prawo do własnych uczuć, tak wspaniale drzesz się  przez ostatnie 15 minut..."

9. Macierzyństwo to ogromne wyzwanie.
Nie jest biało-czarne. Nie da się wszystkiego przewidzieć, zaplanować. Chciałam być aktywną mamą, która ma czas dla siebie. Chciałam zostawiać ją z tatą i butlą ściągniętego mleka. Nie udało się. Mały wredziolec odmówił jedzenie z butelki po skończeniu trzeciego miesiąca życia. Stałyśmy się nierozłączne - nie licząc szybkich, samotnych wyjść do warzywniaka, który jest za rogiem. Nauczyłam się funkcjonować z dzieckiem u boku. Podróżować z nią pociągiem, tramwajem i autobusem. Zabierać na zakupy i do urzędu. Zawsze była przy mnie. Teraz, kiedy już ma rozszerzoną dietę i mogę czasem zostawić ją z kimś innym to zastanawiam się jak ja dawałam radę tak ją wszędzie ze sobą ciągać. Wtedy nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.

Pewnie jeszcze wiele rzeczy mogłoby tu trafić. I pewnie kiedyś rozbuduję tą listę. Teraz pędzę do Jaśnie Pani Córki, bo właśnie zakończyła swoją drzemkę!

A co Was najbardziej zaskoczyło w byciu rodzicami?





pozdrawiam
Matka bez lukru
--------
Dziękuję za odwiedziny! Jeżeli post Ci się podobał to zachęcam do komentowania
Jeśli chcesz być na bieżąco z moimi wpisami to zapraszam na mój profil na FB
lub na Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz