poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Jak publicznie karmić piersią?

Na tak postawione pytanie jest tylko jedna odpowiedź: "NIE KARMIĆ WCALE!".  Bo nie chodzi o to żeby karmić publicznie ale karmić dyskretnie nawet w miejscu publicznym.

Nie sądziłam, że wrzucenie wczoraj na Instagram i Facebooka zdjęcia przedstawiającego drzewo życia, pociągnie za sobą taką dyskusję. Oprócz kilku komentarzy pod zdjęciem, dostałam od Was kilkanaście wiadomości prywatnych, w których dzielicie się swoimi wątpliwościami, lękami albo gratulujecie mi odwagi i tego jaka jestem zaradna i samodzielna, jeżeli chodzi o opiekę nad dzieckiem. Moje drogie! Tu naprawdę nie ma czego gratulować... Ja nadal nie lubię karmić piersią.
Zwłaszcza poza domem. Sytuacja jednak zmusiła mnie do tego, że to robię. Nie mam wyjścia i tyle...Piszecie, że nie wychodzicie z dzieckiem za daleko, żeby zdążyć wrócić do domu na karmienie. Wieki szacunek dla Was za to, że w ogóle wychodzicie! Serio! Wyobraźcie sobie, że ja przez pierwszy miesiąc, nie wychodziłam z domu bez kogoś do pomocy. Panicznie bałam się wyjść z córką sama. Bez męża, teściowej, swojej mamy... Kogokolwiek! I nie wiem w jaki sposób ta osoba miałaby mi pomóc ale... ktoś musiał ze mną być! Pamiętam swoje walące serce kiedy pierwszy raz miałam iść sama na spacer! Poszłam do lasu ponieważ bałam się, że jak dziecko zacznie płakać to ktoś usłyszy i pomyśli, że jestem złą matką, która nie potrafi zająć się swoim dzieckiem. Pamiętam też pierwszą podróż autobusem z niemowlakiem. Do przejechania miałam trzy przystanki. Niecałe dziesięć minut.... Co mogłoby pójść źle? Wszystko! Po trzech minutach miałam ochotę zapaść się pod ziemię i wysiąść z autobusu. Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że śpieszyłam się na wizytę u lekarza.... Wracałam 40 minut spacerem. Na wszelki wypadek. Żeby przypadkiem znów mi się dziecko nie rozpłakało...  Presja społeczna robi swoje!

Tak, ta moja obecna pewność siebie to nie jest cecha wrodzona. To "hartowanie" sprawiło, że jeżeli ktoś obcy zaczyna udzielać mi "dobrych rad", to potrafię powiedzieć, żeby się nie wtrącał.

Jak to więc jest z tym karmieniem publicznym? Mam wrażenie, że to kolejny temat zastępczy w
mediach. Nic się nie dzieje to zrobimy aferę z powodu kilku roszczeniowych kobiet, które ostentacyjnie wywalają cycki gdzie popadnie i uważają, że nikt nie ma prawa ich skrytykować bo to przecież "naturalne". Ależ i owszem, naturalne to może i jest. Ale jest też intymne.

Przez bardzo długi czas zachowywałam się tak jak pisze mi większość z Was. Starałam się tak planować wyjścia z domu, żeby zdążyć wrócić na karmienie.



Najtrudniejszy był ten pierwszy raz. Musiałam jechać załatwić coś w banku i musiałam wziąć ją ze sobą. Zbliżała się pora pobudki. Pojawił się stres, strach, pośpiech. I nerwy, bo dziecko się rzuca i wije. Ona płakała a ja razem z nią. Wtedy nastąpił przełom. Odpuściłam. Powiedziałam sobie "Kobieto! Ona jest głodna. Nie ogarnia tego, że jesteście poza domem. Jedyne czego chce to jeść. I kompletnie nie przemawia do niej twoje gadanie, że niedługo wrócicie do domu. Chce jeść teraz. Natychmiast!". Zrobiłyśmy podejście drugie. Spokojniej. Bez wyrzutów sumienia, że "wyciągam cyca" w miejscu publicznym, bez zastanawiania się czy ktoś za chwilę powie mi, że obrażam jego uczucia estetyczne, religijne czy cholera wie jakie jeszcze. Spokojnie siadłam na krzesełku przy ścianie, obróciłam się plecami do chodzących ludzi i przystawiłam dziecko do piersi. Uspokoiła się. Ja też się uspokoiłam. Nikt nie krzyczał, nikt nie komentował. Ba! Nawet usłyszałam, że takie słodkie maleństwo je sobie z cycusia. To pewna matka tłumaczyła swojej może pięcioletniej córeczce, dlaczego ta pani siedzi w kącie i próbuje nie pokazać za wiele. 

Później było już łatwiej. Nie, nadal nie lubię karmić w miejscach publicznych. Wolę swoją kanapę i wygodną poduszkę. Tylko, że z takim maluchem nie da się inaczej. Znaczy da się. Wystarczy nie wychodzić z domu na dłużej niż 30 minut. A ja muszę z nią trzy razy w tygodniu jeździć na rehabilitację. Musiałam się przełamać. Inaczej nie byłabym w stanie się przemieszczać i uczestniczyć w zajęciach. Dzieci z piersi nie tylko jedzą. One też piją. Ja mam to szczęście, że mogę jej już podać wodę.Nie wywalam cyca ostentacyjnie żeby wszyscy mogli go podziwiać bo... no szczerze, to szału nie ma :) Jakoś nie skoczyły mi cycki o 3 rozmiary jak obiecywali że będzie!  


Zanim zaczęło mnie to dotyczyć osobiście to nie zwracałam uwagi na kobiety karmiące, ponieważ po prostu ich nie widywałam. Kiedy byłam w ciąży, to trasę wypadową do miasta planowałam w oparciu o miejsca, w których będę mogła zrobić siku. Teraz planuje w oparciu o pokoje dla matki i dziecka. Staram się karmić niezauważalnie. Tak dyskretnie jak tylko się da. Jeśli mam możliwość to korzystam z przeznaczonego do tego celu pomieszczenia. Jeżeli takiego nie ma, to siadam w kąciku, przysłonięta szalikiem, chustą, pieluszką... Tak, żebym ja czuła się swobodnie. Szukam miejsc z dala od tłumu. I uwierzcie mi - najwięcej nienawiści, hejtu i piętnowania karmiących matek jest w internecie! Często ludzie nawet nie zauważają, że kobieta karmi właśnie dziecko. Bo to naprawdę nie jest paradowanie z cyckiem na wierzchu. Każda szanująca się kobieta zrobi to tak, żeby pokazać jak najmniej. 
Karmiłam już na spacerze, w autobusie stojącym w korku, na uczelni i na schodach Kościoła... Średnio trzy razy w tygodniu karmię w pociągu. Nikt się nie oburzał. Nikt od bezbożniczek nie wyzywał. Nikt o niecne zamiary poderwania cudzego męża nie posądził.. Karmiłam. Karmię. I będę karmić piersią tak długo jak tylko się da. Bo chodzi o zdrowie mojego dziecka. 

Więc drogie mamy! Odwagi! Najtrudniejszy jest ten pierwszy raz. Spróbujcie znaleźć sobie takie miejsce gdzie będziecie czuły się swobodnie. Bo to naprawdę nie chodzi o propagowanie soft porno ale o zaspokojenie pierwszej potrzeby Waszego dziecka - głodu.


pozdrawiam
Matka bez lukru
--------
 Dziękuję za odwiedziny! Jeżeli post Ci się podobał to zachęcam do komentowania tutaj albo na moim profilu na FB

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz